W sobotę wieczorem Paweł pojechał do swojej ukochanej Marty. Zostawił auto pod jej blokiem i oboje taksówką ruszyli na dyskotekę w centrum miasta. Bawili się do jej zakończenia. Później wrócili po samochód i pojechali do domu chłopaka. Hondę wstawili do garażu, ale chcieli jeszcze pogadać. Było zimno. Włączyli silnik auta, aby się ogrzać. Spaliny szybko wypełniły zamknięte pomieszczenie. Nawet nie zauważyli, że tracą przytomność...
W niedzielę po południu zaniepokojony ojciec 23-latka zaczął go poszukiwać. Wieczorem postanowił sprawdzić, czy jest samochód Pawła. - Pies sąsiadki kilka godzin wcześniej próbował nas ostrzec, szczekał i chodził przy garażu, ale tam nie było żadnych śladów, padał śnieg - wyrzuca sobie Lucjan Kurek. Mężczyzna otworzył drzwi.
Zobacz też: Spędził w więzieniu 37 lat za zabójstwo. Okazało się, że był NIEWINNY
- Straszny widok. W środku pracujące auto, było jak w piekarni i ten smród. Syn siedział przy kierownicy, a jego dziewczyna na tylnym siedzeniu, skulona. Oboje jakby spali. Próbowałem Pawła reanimować, ale był sztywny i gorący - opisuje i nieustannie zadaje sobie tytanie: Dlaczego? - Przecież Paweł mógł przyjść z Martą do domu i się przespać - mówi z żalem.
Mieszkańcy kamienicy, w której mieszkał Paweł, też są w szoku. - Pracował na stacji benzynowej. Był uczynnym i grzecznym chłopakiem. Nieraz mi zakupy pomagał nosić na piętro - mówi jedna z sąsiadek. - To straszna śmierć, oni tacy młodzi oboje. Martę poznał niedawno. Nie miała rodziców, wychowywała ją babcia. Dziewczyna osierociła 2-letnie dziecko - dodaje.
Dziś w Częstochowie odbędzie się pogrzeb Marty i Pawła.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail