Mieszkańcy Gądkowa zachodzą w głowę, jak to się mogło stać, że troje szesnastolatków, będących w towarzystwie 44-letniej Lucyny W., bawiło się do późnej nocy, a potem, wraz z opiekunką, ruszyło do sąsiedniej wsi po alkohol. I dlaczego za kierownicą nie usiadła Lucyna W., a 16-latek bez uprawnień? Na te pytania nie będzie łatwo odpowiedzieć, bo wypadek przeżył tylko kierowca. Na razie pewne są tylko skutki masakry: trzy ofiary śmiertelne, w tym dwie, które żywcem spłonęły w rozbitym aucie.
Julia i Wowa znali się od dziecka, a od gimnazjum byli razem. Gdy ona dostała się do poznańskiego liceum, a on do szkoły średniej w Słubicach, na ukojenie wzajemnej tęsknoty zostawały im tylko weekendy, które spędzali w rodzinnym Gądkowie. Może dlatego byli wtedy nierozłączni?
W ostatnią niedzielę zasiedzieli się u Lucyny W. (+44 l.), byłej towarzyszki życia ojca Wowy. Był z nimi Patryk, uczeń szkoły specjalnej. Czy jazda o pierwszej w nocy po alkohol to był jego pomysł? Nie wiadomo. Faktem jest, że cała czwórka wsiadła do auta i ruszyła do pobliskiego Boczowa. Rozbili się w powrotnej drodze. Auto nagle zjechało na lewy pas, odbiło się od przydrożnego drzewa, zjechało ze skarpy i stanęło w płomieniach. Przybyli na miejsce strażacy nie mieli już kogo ratować - na zewnątrz wozu leżały zmasakrowane zwłoki kobiety, a w środku dwa spopielałe ciała.
Samochód prowadził Patryk. Przeżył wypadek, ale zamiast ratować kolegów - uciekł. Policjanci zatrzymali go kilkanaście godzin później. Był trzeźwy. Już wiadomo, że będzie sądzony jak nieletni. A to w najgorszym razie oznacza zakład poprawczy do ukończenia 21. roku życia.
Zobacz: Hajnówka (woj. podlaskie): Niebezpieczne wyprzedzanie skończył w przydrożnych krzakach