Nie ma nic gorszego, jak stracić ukochane dziecko. Jakbym wiedział, że tak się stanie, nie puściłbym wtedy mojej Olusi nad tą rzekę. - mówi zrozpaczony Paweł Furmanek, ojciec 11-letniej dziewczynki.
Było gorące popołudnie. Ola wybrała się z sąsiadem Patrykiem Gałką (39l.) i jego córkami nad pobliską rzekę Wisłoka. Weszły do wody i zaczęły się pluskać przy brzegu. Nagle usłyszały dramatyczne wołanie o pomoc. Ratunku, pomóżcie mi! To była Ola. Chwile później zniknęła pod wodą. Ogromny wir, porwał ją i pociągnął na dno. Córki pana Patryka zaczęły płakać i przeraźliwie wołać o pomoc. Tato, ratuj Ole! Dzielny ojciec i sąsiad bez zastanowienia wskoczył do wody. Niestety, nie miał szans z silnym nurtem rzeki. Wir wciągnął go aż 7 metrów pod wodę. Przeraźliwy krzyk i apel o pomoc dziewczynek, dochodzący z brzegu rzeki, usłyszeli mieszkańcy, którzy natychmiast ruszyli z pomocą i powiadomili służby ratunkowe.
Zanim ci jednak dotarli na miejsce było już za późno. Jak twierdzi ojciec dziewczynki to nie pierwszy tego typu przypadek. - W tym miejscu utonęło już wiele osób. Władze miasta obiecywały, że koryto zostanie uregulowane do płytkiego stanu. Skończyło się tylko na obietnicach - Dziś stoję nad grobem mojej ukochanej Oleczki i płacze. Nie mogę się z tym pogodzić. Gdybym mógł wrócić czas. Jedynie co mogę dziś zrobić, to ostrzec innych mieszkańców. Nie chodźcie w to miejsce i nie zabierajcie tam swoich dzieci- dodaje pan Paweł. Może gdyby władze miasta, nie obiecywały, a realizowały swoje zamiary, nie doszłoby do tej tragedii.