- Przyjdzie mi pochować własnego wnuka. Trudno w to uwierzyć, że ten chłopak zmarł wcześniej niż ja - wyznaje zrozpaczony Tadeusz Gołoś, dziadek zaginionych chłopców. - Nie wiem jak my to przeżyjemy! Co za tragedia! To byli tacy młodzi chłopcy. Moje wnuki...Kochane - dodaje drżącym głosem w rozmowie z Faktem.
Trzy dni temu niedaleko miejscowości Kapuściaki, z dna rzeki Liwiec wyłowiono ciało 15-letniego Marcina. Ani Barbara, ani Leszek Mendzowie nie byli w stanie brać udziału w rozpoznaniu ciała. Na swoje barki wziął to dziadek. Serce pękło mu z żalu. Rzeka zabrała mu ukochanego wnuczka - czytamy w Fakcie.
Rzekę przeszukiwało kilkudziesięciu funkcjonariuszy, a mimo to, do tej pory nie znaleziono młodszego z braci - Pawła. Do akcji przyłączyli się również strażacy z Warszawy i Legionowa. Dołączył również pies tropiący, który potrafi wyczuć zapach zwłok. Niestety może okazać się on bardzo pomocny.
Marcin i Paweł zaginęli 29 grudnia. Według jednej wersji wydarzeń, poszli się poślizgać. Kiedy nie wracali po kilku godzinach, rodzice zawiadomili policję. Po tygodniu poszukiwań, na dnie rzeki Liwy odnaleziono ciało 15-letniego Marcina. Przyczyny jego śmierci nie są jeszcze znane. Ma je wyjaśnić sekcja zwłok. To co działo się nad rzeką, pozostaje wielką niewiadomą.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail