Dotyk ojca palił jak ogień. Najgorsze jednak, że Patrycja nie mogła liczyć na pomoc. Chociaż płakała i skarżyła się matce...
- Powiedziałam, co on mi zrobił. Mama nie poszła jednak na policję. A powinna... - mówi kobieta z wyrzutem. - Zwróciła mu tylko uwagę, a ojciec ją pobił. "Co to, ja własnej córki nie mogę dotknąć?!" - krzyczał na cały dom.
Potem już się nie skarżyła. - Bałam się, że przeze mnie ojciec znów pobije matkę - wspomina ze łzami w oczach.
24-letnia dziś kobieta mieszka w niewielkiej wsi pod Bydgoszczą. Daleko od znienawidzonego potwora - Franciszka L. (61 l.) Człowieka, który kazał jej mówić do siebie tatusiu.
- Pamiętam, że czułam się przez niego brudna, napiętnowana - opowiada. - Zastanawiałam się, dlaczego mi to robi. Wiele razy miałam myśli samobójcze.
Dopiero teraz kobieta zdecydowała się o wszystkim poinformować prokuraturę. Postanowiła też opowiedzieć nam o tym, co ją spotkało. I w ten sposób uwolnić się od przeszłości.
- Prześladowały mnie straszliwe wspomnienia. Każdego dnia czułam się tak, jakbym poprzedniej nocy była znów gwałcona. Dlatego musiałam iść na policję. Ja chcę normalnie żyć - dodaje.
Policja przesłuchała już Franciszka L. Prokurator postawił mu zarzuty wielokrotnego molestowania i zgwałcenia nieletniej córki. Nie zdecydował się jednak na areszt.
- To jest bardzo delikatna sprawa. Dla dobra poszkodowanej nie udzielamy żadnych informacji - mówi Dariusz Bebyn, zastępca prokuratora rejonowego w Bydgoszczy. Franciszek L. i jego żona nie chcą odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ich córka przeżyła taki koszmar we własnym domu.