Marian Merta prowadził gospodarstwo rolne. Kilka lat temu z powodu schorzeń kręgosłupa przekazał je swojemu synowi Karolowi. Ten, pełen zapału, rzucił się w wir pracy. Aż nagle w 2013 r. wszystko się zawaliło. - Nagle robił się sztywny, nie mógł chodzić, mówić. Po szczegółowych badaniach okazało się, że to najgorsza odmiana choroby Parkinsona - opowiada pan Marian. - Teraz co trzy godziny musi brać silne leki rozluźniające. One i tak nie zawsze zdążą pomóc. Często łapią go ataki. Wtedy musi się położyć i poczekać, aż środki zaczną działać - dodaje.
Zięć pana Mariana Marcin Pastusiak pracował w firmie stawiającej rusztowania. W czerwcu ubiegłego roku, gdy był na kontrakcie w Niemczech, spadł z wysokości 12 m. Lekarze nie dawali mu większych szans na przeżycie, ale Marcin, ojciec trójki dzieci, nie poddał się. Walczył. W szpitalu spędził 10 mies. Dziś jest sparaliżowany od pasa w dół. Wymaga całodobowej opieki, rehabilitacji.
Obaj młodsi mężczyźni są pod ciągłym nadzorem też schorowanego pana Mariana. - Najgorsze są te momenty, gdy syn w trakcie ataku mówi do mnie: "tato, pomóż, zrób coś", a ja jestem wtedy bezradny - załamuje ręce senior rodu.
Rodzina ledwo wiąże koniec z końcem. Pan Marian i jego żona mają w sumie 1550 zł emerytury rolniczej, jego syn jest na niskiej rencie, zięć dostaje zasiłek chorobowy. Pracuje tylko jego żona, ale to i tak nie wystarcza na olbrzymie potrzeby. Na leki, rehabilitację i środki medyczne idzie majątek.
Możecie pomóc tej dotkniętej przez los rodzinie, wpłacając pieniądze na konto fundacji Happy Kids nr: 1411 6022 0200 0000 0033 424618 z dopiskiem "Mertowie".
Zobacz także: Wrocław: 22-latka traci wzrok przez tatuaż oczu [ZDJĘCIA I WIDEO]