Sześcioletni Marcelek trafił do szpitala w stanie zagrażającym jego życiu. Był pobity, miał uszkodzenia genitaliów, ponadcinane opuszki palców, ślady po przygaszaniu na ciele papierosów. To piekło zgotowali mu opiekunowie. A wszystko działo się w ... hostelu dla ofiar przemocy. Nikt nie reagował na alarmy sąsiadów, którzy słyszeli krzyki i płacz dzieci.
Do przestępstwa miało dochodzić od stycznia do marca 2016 roku. Wtedy to matka wraz z 6-letnim Marcelem i jego 8-letnim bratem trafili do hostelu dla ofiar przemocy prowadzonym przez Ośrodek Wspierania Dziecka i Rodziny w Drawsku Pomorskim. Trafili tam po tym, jak były mąż miał ją bić. W hostelu bardzo często przebywał jej partner, Marek K. To on razem z Katarzyną W. miał torturować dzieci.
"Dzieci się uderzyły"
Sąsiedzi słyszeli wyzwiska zza ścian i płacz dziecka. Pomoc społeczna została wezwana przez sąsiadów, kiedy jeden z chłopców został pobity za to, że nie potrafił napisać wyrazu "trzcina". - Wtedy usłyszałam, jak dostał. W twarz najprawdopodobniej. I był krzyk: "wypier..laj do kąta" - mówi sąsiadka w programie Uwaga. A w kącie musiał klęczeć i trzymać ręce w górze. Kiedy opadały omdlałe, dostawał od "ojca". Po zgłoszeniu przez sąsiadkę, w mieszkaniu pojawiła się pracownica Ośrodka Wspierania Dziecka i Rodziny w Drawsku Pomorskim. - Byłam, widziałam te dzieci i rozmawiałam z nimi! Gdybym zauważyła, że były bite, to na pewno tej informacji nie pozostawiłabym bez dalszego toku. Niezwłocznie byłby o tym poinformowany sąd! - tłumaczyła. Matka zapewniała, że dzieci się uderzyły. Kolejna wizyta pracowników miała miejsce ... dwa tygodnie później. To jednak nie wszystko. Oprócz opieki socjalnej, rodzina Marcela była też objęta nadzorem kuratora, który powinien był kontaktować się z nią częściej niż raz w miesiącu. Nie wiadomo jednak, czy do takich kontaktów faktycznie dochodziło - czytamy na stronie Uwagi.
Tych tortur mógł nie wytrzymać dorosły
W marcu skatowany Marcel trafił do szpitala. Jego stan był krytyczny. Okazało się, że był wielokrotnie bity i gwałcony. Miał na ciele ślady przypalania papierosami. Razem z bratem przeszli prawdziwe piekło. - Tego mógł nie wytrzymać dorosły, zdrowy mężczyzna - mówi lekarz. Chłopcy za karę musieli przez długie godziny klęczeć z rękoma podniesionymi do góry, albo przesiadywać w wannie z zimną wodą. Zdarzało się też, że za karę Marek K. wywoził chłopców do lasu i przywiązanych do drzewa zostawiał na kilka godzin. Opiekunowie wymyślali poniżające tortury jak zlizywanie z podłogi jogurtu, jedzenie wyjątkowo ostrych przypraw, czy surowego mięsa.
Proces
Dziś rusza proces Katarzyny W. i Marka K. Sprawa ma dotyczyć znęcania się nad nimi ze szczególnym okrucieństwem, spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Mężczyzna przed sądem odpowiada też za okrutne gwałty na chłopcach. Grozi im dożywocie.
Marcel pozostaje na intensywnej terapii. Jego bracia - ośmioletni Miłosz i dwuletni Oskar - znaleźli się pod opieką pogotowia opiekuńczego. Prokuratura Rejonowa w Drawsku Pomorskim wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków służbowych przez pracowników Ośrodka Wspierania Dziecka i Rodziny w Drawsku Pomorskim oraz kuratora zawodowego i społecznego Sądu Rejonowego w Drawsku Pomorskim.
Zobacz: KŁOPOTY wnuka Wałęsy. Spowodował kolizje, nie chciał dmuchać w alkomat