Statystyczny Polak na urlopie z rodziną wydaje pieniądze oszczędzane często przez cały rok. I choć przez ten tydzień czy dwa stara się nie liczyć każdej wydanej złotówki, to okazuje się, że pieniądze w portfelu topnieją bardzo szybko.
Bożena (36 l.) i Rafał (36 l.) Nowakowscy z Tychów na tydzień przyjechali do nadmorskiego Sarbinowa z dwojgiem dzieci: Oliwierem (7 l.) i Martyną (3 l.). Na ten krótki urlop zamierzają wydać ok. 3500 zł, do których trzeba doliczyć koszty dojazdu. W obie strony to 350 zł.
Za tygodniowy pobyt w wynajętym domku kempingowym zapłacili 1750 zł. Porcja smażonego dorsza z frytkami i surówką to 30 zł, za kawę latte trzeba zapłacić 10 zł, a za małe lody świderki trzeba uiścić 5 zł. Tylko na takie kulinarne przyjemności dziennie wydają 150 zł. A przecież jeszcze trzeba zjeść śniadanie i kolację. I jak tu odmówić sobie obowiązkowego gofra z bitą śmietaną i owocami za 10 zł? Miło też wypić lampkę wina czy kufelek piwa przy zachodzie słońca, a to kolejne 7-8 zł.
- Trudno przejść z dziećmi obojętnie obok wesołego miasteczka czy stoisk z zabawkami. Dziennie przeznaczamy na takie atrakcje kolejne 50 zł - mówią Nowakowscy. - Rejs statkiem kosztował nas 80 zł, zwiedzanie ogrodów tematycznych - 50 zł. Nie wiem, czy wrócimy nad polskie morze. Tanio tu nie jest, a do tego nie ma żadnej gwarancji dobrej pogody. My byśmy chcieli poplażować, a jak na razie tylko mocno wieje, są chmury i przelotnie pada deszcz - podkreślają małżonkowie.
ZOBACZ: Ksiądz wprowadził karty lojalnościowe na wino i chipsy. Pieczątki parafianie zbierają po mszy