Godz. 16.00. Restauracja "Adler" niedaleko Sejmu. Przy jednym ze stolików dyskutują Mirosław Drzewiecki i kandydat na wiceszefa klubu Platformy Obywatelskiej Sławomir Rybicki (50 l., PO). Obaj panowie są w doskonałych nastrojach. Do obiadu zamawiają zimne piwo i namiętnie dyskutują.
- To było towarzyskie spotkanie. Znam się z posłem Rybickim od kilkunastu lat - mówi "Super Expressowi" Drzewiecki. Pytany przez nas o ewentualną aktywną współpracę w ramach klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej (pod przewodnictwem nowego szefa Tomasza Tomczykiewicza, 49 l., i jego zastępcy Sławomira Rybickiego), nie zaprzecza. - Jeżeli moje doświadczenie w jakikolwiek sposób będzie mogło być wykorzystane, to jestem do dyspozycji nowego kierownictwa klubu. Nie unikam pracy i chętnie pomogę. Tym bardziej że przed Platformą po wygraniu wyborów prezydenckich stoją nowe wyzwania - deklaruje Drzewiecki. Równie spokojnie odpowiada na pytanie o końcowy efekt prac komisji ds. afery hazardowej.
Według CBA Drzewiecki miał lobbować za korzystnymi dla biznesmenów od jednorękich bandytów zapisami w ustawie hazardowej. - Zbigniew Chlebowski (46 l.) z Drzewieckim byli całkowicie dyspozycyjni wobec ludzi ze świata jednorękich bandytów i spełniali wszystkie zachcianki Ryszarda Sobiesiaka ("Rysia") - zeznał Mariusz Kamiński (45 l.), były szef CBA. Tymczasem Drzewiecki dalej utrzymuje, że nie miał z aferą nic wspólnego. Skąd taki spokój u polityka, który jeszcze niedawno twierdził, że "Polska to dziki kraj" i chciał brać rozwód z polityką? Doskonale wie, że komisja (koalicja ma w niej większość) przyjmie taki raport końcowy, który nie pozwoli mu wyrządzić krzywdy. Co prawda Sekuła uznał w nim, że komisja "nie daje wiary" słowom Drzewieckiego, ale w sprawie tzw. afery hazardowej nie ma podstaw do zawiadomienia prokuratury.