Po tych słowach na głowę byłego ministra posypały się gromy, a wielu polityków nie kryje, że jego kariera jest skończona.
Mirosław Drzewiecki udzielając na Florydzie wywiadu zachowywał się bardzo dziwnie. Czerwona twarz, lekko bełkotliwy głos i powoli wypowiadane zdania sprawiały wrażenie, że jest w niedyspozycji. Być może to tylko zmęczenie po intensywnej grze w golfa. Ale zmęczeniem trudno wyjaśnić to, co główny bohater afery hazardowej mówił zszokowanym dziennikarzom.
- Jestem dowodem na to, że Polska nadal jest dzikim krajem - bełkotał Drzewiecki. - Nikt nie będzie mnie przepytywał na różne okoliczności. Z kim się przyjaźnię, z kim kumpluję to moja sprawa. I wara im od tego - grzmiał Drzewiecki. - Gardzę polityką, nie chcę być jej zakładnikiem. (...) ja jestem Mirek Drzewiecki i będę robił, co będę chciał! - ciągnął z butą.
Patrz też: Drzewiecki i Chlebowski to chłopcy na telefon
Te słowa zszokowały zarówno polityków PO, jak i posłów opozycji. Nic dziwnego, że uznali, iż to ostateczny koniec kariery politycznej uwikłanego w aferę hazardową Mira.
- Można zrozumieć rozgoryczenie i emocje ministra Drzewieckiego, ale zaliczył wpadkę, która go dyskwalifikuje. Jego słowa, że Polska jest dzikim krajem, są nieuprawnione. Drzewiecki wie, że to, co się stało, nie było w porządku. Rozmawiałem z nim i wiem, że ma tego świadomość. Sam mówi, że ma dość polityki. Myślę więc, że z niej odejdzie - mówi Antoni Mężydło z PO. Podobnie uważa przewodniczący klubu PSL. - To jest żegnanie się z polityką. To jest pierwszy krok do zrzeczenia się mandatu. Po takich słowach nie widzę dla niego powrotu do polityki - przekonuje Stanisław Żelichowski (PSL, 66 l.).
Europoseł Marek Migalski (41 l.) twierdzi, że Drzewiecki nie musi wracać do Polski i powinien zostać w USA. My też jesteśmy tego zdania. Jeżeli były minister z taką pogardą wyraża się o własnej ojczyźnie, niech szuka szczęścia gdzie indziej. Może Floryda wyda mu się mniej dzika niż Polska.