Jak wspomina Karl Dedecius: "(...) każdy, zgodnie z rodzinną tradycją, wyobrażeniami i zamiłowaniami, mógł kroczyć własną drogą". Wolność i tolerancja. Ale jest rok 1939 - właśnie zdali maturę - i na ich oczach zmieniają się wartości. Tak oto w jednej klasie: Polacy, Niemcy, Żydzi. Krew lepsza, krew gorsza. Dedecius - Niemiec, który nigdy nie był w Niemczech - został wcielony do Wehrmachtu. Przetrwał hekatombę stalingradzkiej bitwy. Wąż dziesiątków tysięcy jeńców pełzł przez zamarzniętą Rosję do obozów. Umierali z zimna. Umierali też ci, którzy czując pragnienie, brali do ust rozdeptany, brudny, zmieszany z ich niemiecką krwią śnieg. Dedecius przetrwał wędrówkę, przetrwał obóz. Stamtąd po latach wrócił (wrócił?) do ojczyzny krwi - do Niemiec. Po kilku dziesięcioleciach spotkanie klasowe. Siwi panowie ustalają swoje wojenne i powojenne losy: "(...) najbardziej niemiecki ze wszystkich Niemców w naszej klasie jako polski oficer brał udział w powstaniu warszawskim", inny "(...) miał pecha, że wyglądał nazbyt nordycko" - powołany do Waffen-SS, zginął na froncie wschodnim. "Uniwersum w garstce losów i życiorysów". Żydowscy koledzy - nieobecni... Karl Dedecius stał się wybitnym tłumaczem i popularyzatorem polskiej literatury. Poświęcił się światu myśli i ducha - trwalszemu od krwi. Dziś nie sposób przecenić jego roli dla polsko-niemieckiego dialogu i pojednania. Świadectwo tego dzieła znajdziemy w pięknie i wzruszająco napisanej autobiografii zatytułowanej "Europejczyk z Łodzi. Wspomnienia".
Karl Dedecius. "Europejczyk z Łodzi.Wspomnienia". Wydawnictwo Literackie 2008