Znękany mężczyzna nie wytrzymał tego i popełnił samobójstwo. W wyjątkowo okrutny sposób - 20 razy dźgnął się nożem w pierś.
- Duch męża wezwał syna do siebie - nie ma wątpliwości Teresa Burzyk (61 l.), mama Marka i wdowa po panu Janie. Od sześciu miesięcy opłakiwała zmarłego męża. - Mąż siedział na kanapie. Nagle krzyknął, padł i żywy już nie wstał. Miał zawał... - opowiada.
Ta strata była dla niej potężnym ciosem. Ale tę tragedię jeszcze bardziej przeżywał jej syn. - Marek bardzo się zmienił. Chodził całymi dniami zrozpaczony. Nie mógł znaleźć sobie miejsca w domu. Bardzo tęsknił za ojcem - opowiada kobieta. Ilekroć mężczyzna kładł się spać, w sennych marach widział swojego zmarłego ojca i czuł, że tamten wzywa go do siebie.
Aż pewnego dnia nie wytrzymał. Wstał wcześnie rano, poszedł obudzić mamę, czule ucałował na pożegnanie i wyszeptał: "Tata wzywa mnie do siebie. Więcej mamusiu się nie zobaczymy". Po czym wybiegł z mieszkania.
Dwa dni nie dawał znaku życia, a zrozpaczona matka odchodziła od zmysłów. Kiedy jednak rankiem wyszła przed dom, znalazła tam zmasakrowane zwłoki swojego syna. Marek miał aż 20 ran od noża. Początkowo policja była przekonana, że został zamordowany. Badania szybko jednak dowiodły: to było samobójstwo. Znękany mężczyzna nożem kuchennym uderzał się w pierś. Ostatni z ciosów trafił prosto w zbolałe stratą ukochanego ojca serce. - Jeszcze niedawno miałam męża i syna obok siebie. Teraz zostałam sama - rozpacza pani Teresa.