Pani Jadwiga nieraz widziała ducha męża przychodzącego do jej pokoju. I słyszała, jak mówi: "Jadziu, musisz mieć bratnią duszę".
Gdy miała już przyzwolenie swojego ukochanego Mariana, modliła się gorąco do naszego Ojca Świętego Jana Pawła II, żeby pomógł jej w straszliwej samotności.
Codziennie różaniec
Błagała o dobrego człowieka, który dzieliłby z nią smutki i radości dnia codziennego. O człowieka, który podałby jej szklankę herbaty i usiadł razem do wieczornego filmu.
Codziennie przez ponad miesiąc - kiedy samotność zaczęła doskwierać jej na dobre - pani Jadwiga siadała na wersalce przed portretem papieża. Odmawiała różaniec w intencji nieszczęśliwych ludzi, którym - podobnie jak jej samej - życie zgotowało taki okrutny los. To dodawało kobiecie sił i pozwoliło przetrwać.
Swego ukochanego męża straciła cztery lata temu. To była potworna śmierć. Zabił go sąsiad z wioski. Biedny pan Marian zginął jak jakiś zwierz zatłuczony w zagajniku. Dla osamotnionej kobiety był to potworny cios. Całe jej życie w ułamku sekundy legło w gruzach. Dodatkowo zaczął się proces, który powoli wysysał resztki życia z wdowy.
Mnie już nie podniesiesz
I właśnie wtedy zmarły Marian przyśnił się swej żonie. - Był jak żywy. Czułam jego zapach i oddech. Aż takie dziwne ciepło przeszło przez moje ciało - wspomina pani Jadwiga. - I wtedy mój Marian zagrzmiał stanowczo: "Jadzia, przestań, bo mnie nie podniesiesz! Poza boską nie ma sprawiedliwości na tym świecie, a sama stracisz zdrowie". Kazał mi znaleźć dobrego człowieka, z którym byłoby mi dobrze. "Ale skąd takiego wziąć?" zastanawiałam się - opowiada kobieta.
Wymodliła u papieża
W ubiegłym roku, kiedy modliła się przy portrecie naszego papieża, do drzwi zapukał jej sąsiad i przedstawił swojego kolegę Pawła Protasa (70 l.). Ten nieszczęśnik, podobnie jak pani Jadwiga, też stracił swoją ukochaną. Był samotny i nie mógł się pogodzić z okrutnym losem.
- Gdy zaczął mi o sobie opowiadać, o tym, jak umierała jego żona, jak córka poszła na swoje i pozostał samotny jak palec, to od razu stał mi się bliski - wspomina pani Jadwiga. I stało się. Zamieszkał u niej, narąbał drewna, zrobił porządek na podwórku. - Nie wiem, jak to się stało, ale byliśmy szczęśliwi. Godzinami opowiadaliśmy o sobie. Uczucie zaiskrzyło - przekonuje pani Jadwiga.
To cud i wsparcie
- Ja też po śmierci małżonki znalazłem w końcu swoje miejsce - mówi Paweł Protas. - Chociaż na mojej ulicy, gdzie mieszkałem w Białej Podlaskiej, było aż pięć wdówek gotowych wyjść za mąż, ja akurat trafiłem do Jadwigi. To wszystko cud prawdziwy - dodaje rozradowany mężczyzna. No i silne wsparcie ducha męża pani Jadwigi, który nawet po śmierci troskliwie dba o swą ukochaną żonę.