Przeżył bowiem historię nie z tej ziemi. Zaczepiła go i zrzuciła z roweru zjawa w czarnym cylindrze. Miejscowi są pewni, że to duch lekarza, który sto lat temu powiesił się z powodu nieszczęśliwej miłości.
Chłopak wracał rowerem od kolegów. Był trzeźwy. Punktualnie o północy, kiedy mijał krzyż na rozstaju dróg, poczuł, że ktoś szarpie go za rękaw. Po chwili ujrzał blade dłonie na kierownicy. Jarek jechał dość szybko, a mimo to nie mógł pozbyć się dziwnego natręta. W końcu tajemniczemu osobnikowi udało się zrzucić chłopaka z roweru.- Dzisiaj do domu już nie wrócisz - wyszeptał. Jarek ujrzał nad sobą mężczyznę w czarnym płaszczu i cylindrze. Nieznajomy lewitował nad ziemią! - Twarz miał jasną i jakby zamgloną - 18-latek wzdryga się na samo wspomnienie. - Całą noc nie spałem. Już nie chodzę sam po ciemku - mówi wciąż przestraszony.
Jarek nie pije, nie pali. Uczy się w technikum budowlanym. Jego ojciec, Ignacy Zdeb (56 l.), próbuje tłumaczyć całą rzecz przemęczeniem syna. - Ktoś mu chciał dać w łeb i tyle - ucina. Ale wieś wie swoje. Ludzie opowiadają, że mężczyzna w cylindrze to duch miejscowego lekarza. Aleksander Nowak miał 45 lat, kiedy w 1907 roku powiesił się na drzewie z powodu nieszczęśliwej miłości. To kilka kroków od miejsca, gdzie Jarek spadł z roweru. - Nikt nie wie, co naprawdę dzieje się po śmierci. Dlatego wyznanie pana Jarka powinniśmy przyjąć z szacunkiem i uwagą - opowieść o duchu komentuje brat Artur (32 l.), dominikanin z Lublina.