Dostali już część obiecanych przez urzędników pieniędzy. Ci, którzy stracili dach nad głową, doczekali się sypialnych kontenerów. Od czasu, gdy przez Śląsk przeszła trąba powietrzna, sytuacja poszkodowanych rodzin stopniowo się poprawia. Do powrotu do normalnego życia jest jednak ciągle bardzo daleko.
Choć odbudowa zrujnowanych przez trąbę domów potrwa jeszcze długie tygodnia, a może nawet miesiące, ludzie nie poddają się. Zamiast załamywać się, zakasali rękawy i wzięli się do pracy.
Mogą już gotować
- Piec już stoi, możemy sobie normalnie coś ugotować. Okna też już są wprawione, bo wójt załatwił je od ręki - cieszą się Hanna (38 l.) i Wojciech (40 l.) Staśczakowie z Kaliny. - No i kontener dostaliśmy, przynajmniej mamy dach nad głową. To bardzo ważne, bo bez pomocy gminy i sąsiadów byłoby krucho - dodają.
Staśczakowie jak dziesiątki innych poszkodowanych przez żywioł, otrzymali także 10 tys. zł od wojewody. To na dobry początek, bo pieniędzy ma być znacznie więcej.
- Praktycznie wszystko musimy kupić. A materiały budowlane nie są tanie - mówi pan Wojciech. - Ale póki sił nie braknie, to nie będzie źle. Razem z rodziną odbudujemy nasz dom - przekonuje.
Z gminnej kasy
W zniszczonych wsiach powstały stołówki, gdzie można zjeść za darmo ciepły posiłek i napić się herbaty lub kawy. Wójt gminy Herby każdemu z mieszkańców podległych wsi zapewnił jednorazowe wsparcie finansowe. Po 1,5 tys. zł na rodzinę.
- Wiem, że pewnie to niewiele, ale zawsze na coś się to przyda - mówi Roman Banduch (53 l.), wójt Herb. - Przez mój dom też przeszła trąba. Wiem jak to jest, kiedy dom zamienia się w ruinę - dodaje.
Agata Krewka (35 l.) przelicza pieniądze, jakie dostała z gminy.
- Dobre i to. Teraz każdy grosz się liczy - podkreśla kobieta.
Poszkodowanym z pomocą przychodzą firmy budowlane z całego kraju. Najczęściej zaczynają pracę, nie biorąc ani grosza zadatku.
- Z Pomorza do mnie przyjechali. Powiedzieli tylko, niech się pani nie martwi, my tu zaczniemy działać, a zapłaci nam pani po robocie - mówi zachwycona Ewa Skroba (61 l.) z Kaliny. - Kawę im tylko robię i czasem jeść. To cud chłopaki. Bez nich to bym i do zimy dachu nie miała - dodaje.
Katarzyna (30 l.) i Marek (31 l.) Roterowie z Rusinowic nowym domem cieszyli się zaledwie dwa miesiące. Trąba zamieniła ich przytulne gniazdko w ruderę. Dom był na kredyt, do spłaty mają 200 tys. zł. Mimo ogromu zniszczeń, cieszą się, że z kataklizmu wyszli cali. Trąba wpadła wprost do pokoju ich malutkiej córeczki, Martynki (4 l.). Gdyby wtedy była u siebie, nie miałaby szans na ocalenie.
Słowa dodają otuchy
- Nie przejmuj się tato. Ja kocham ciebie - mówi Martynka, siedząc u taty na rękach.
Te słowa działają na pana Marka kojąco. - Odbuduję dom - zapowiada. - Żeby tylko ten kataklizm już nigdy nas nie nawiedził... - wzdycha, spoglądając w niebo...