Pani Halina trafiła do szpitala ze złamanym kręgosłupem i biodrem. - Policjantów powiadomili o wypadku lekarze. Zastanowiły ich poważne obrażenia kobiety – informuje Ewa Czyż z chełmskiej policji. Co więcej, mundurowi ustalili, że nim ranną zajęli się medycy, minęło dwa dni!
Szybko okazało się, że to wina Lucjana S., męża kobiety. Feralnego dnia pani Halina wracała do domu położonego na obrzeżach Chełma. Budynek ma już swoje lata i wymaga remontu – rencistów nie było jednak na to stać. Obtłuczone schody okazały się dla kobiety pułapką, spadła z nich. Leżała na chodniku przed domem, kiedy Lucjan S. wychodził z mieszkania. Zamiast wezwać pogotowie, po prostu wciągnął żonę do garażu i poszedł przed siebie.
- Myślałem, że nic poważnego się nie stało – zapewnia skubiąc z nerwów brodę. Nie potrafi wyjaśnić, dlaczego jej nie pomógł.
Ranną sąsiadkę znalazła po dwóch dniach mieszkająca w pobliżu kobieta, która usłyszała jęki dochodzące z garażu. Halina S. dochodzi powoli do siebie, przed nią jednak jeszcze długie leczenie i rehabilitacja.
- Nie chcę o tym rozmawiać – ucina pytana o „troskliwość” małżonka. A pan Lucjan? Nie dość, że tłumaczył się będzie swojej połowicy, to wisi nad nim widmo kary. Mundurowi zarzucają mu nieudzielenie pomocy małżonce, znajdującej się w poważnym niebezpieczeństwie. Grozi za to do 2 lat więzienia. Na razie Lucjan S. został objęty policyjnym nadzorem