Pielęgniarki przerwały pracę punktualnie o godzinie 10. Przez kolejne dwie godziny większość sióstr była daleko od łóżek pacjentów. W Szpitalu Miejskim przy ul. 1 Maja w Siemianowicach Śląskich ponad 100 pielęgniarek wyszło ze szpitala i przemaszerowało do pobliskiego budynku przychodni. Tam siostry zebrały się w sali konferencyjnej.
- Protestujemy, ale przecież nie wolno nam zostawić pacjentów. Dlatego w szpitalu zostały minimalne obsady, m.in. pielęgniarki oddziałowe - zaznacza Danuta Karczewska-Włosek (47 l.), szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w siemianowickim szpitalu.
Najgorzej w regionie
Cierpliwość sióstr jest na wyczerpaniu. W Siemianowicach pielęgniarki już wczoraj zastanawiały się, co powinny dalej robić. Czy lepiej zdecydować się na strajk, czy też może złożyć wypowiedzenia z pracy.
- Na razie tylko ostrzegamy, a po proteście wracamy do pracy - wyjaśnia Danuta Karczewska- Włosek. - Postulaty pielęgniarek są znane. Dodam tylko do tego jeszcze, że akurat w naszym szpitalu zarabiamy wyjątkowo marnie. Prawdopodobnie jesteśmy najgorzej zarabiającymi pielęgniarkami w całym regionie - dodaje.
Siemianowickie pielęgniarki są zdesperowane, bo jak wyliczają, na jedną siostrę przypada w szpitalu nawet do 30 pacjentów, którymi trzeba się opiekować.
Pacjenci popierają
Pacjenci, choć trochę są zaniepokojeni groźbą eskalacji protestu, opowiadają się jednoznacznie po stronie sióstr. - Przecież one chodzą jak w zegarku - mówi Irena Przymrozek (60 l.), która leży w siemianowickim szpitalu na oddziale chirurgii. - Ciężko pracują, a zarabiają mało. Dlatego ja je popieram. Powinny dostać podwyżki. Opieka jest świetna. Ja mam zawsze wszystko podane na czas, a przecież nie tylko mną siostry muszą się opiekować - dodaje pani Irena. Jej słowa potwierdzają inni chorzy.