Niektórzy zachodzili w głowę, gdzie zaszył się ostatnio szef klubu PiS. Nie pokazywał się w mediach, nie było go widać w Sejmie... Okazuje się, że Gosiewski był po prostu pochłonięty przygotowaniami do pierwszej komunii w swojej rodzinie.
Zajmował się logistyką
- Ja zajmowałem się logistyką, a moja żona przygotowaniem dzieci do komunii - opowiada nam były wicepremier. Polityk posłał do komunii obie swe pociechy równocześnie. Przeżywał uroczystość, jak na głowę rodziny przystało. - Mój syn najbardziej obawiał się pierwszej spowiedzi. Bardzo się denerwował. Starałem się dodać mu otuchy, trzymałem za rękę i czułem niesamowitą dumę, że przystępuje do tego sakramentu - opowiada.
Szef klubu PiS zorganizował przyjęcie komunijne niedaleko swojego mieszkania na warszawskiej Woli. Co ciekawe, wyprawił je w restauracji strażackiej, w której kiedyś mieścił się oddział straży ogniowej. Na imprezie bawiło się 21 osób.
Wymarzone wakacje
Podpatrzyliśmy, jak syn Gosiewskiego po komunijnym przyjęciu wychodzi szczęśliwy z prezentem w rękach - nowiutkimi klockami lego. Nie był to jednak prezent od taty. - Obiecałem swoim dzieciom, że w wakacje zafunduję im zagraniczną wycieczkę. Wiem, że chciałyby pojechać do Disneylandu pod Paryżem - mówi nam Gosiewski i dodaje, że jego pociechy najbardziej były zadowolone z syntezatora, który otrzymały w prezencie. - Codziennie rano ćwiczą i uczą się gry na tym elektronicznym pianinie. Są zafascynowane tym instrumentem. Być może pójdą w moje ślady. Ja też uwielbiałem grać na pianinie - mówi nam Gosiewski.