W pożarach, jakie opanowały Grecję, zginęło już co najmniej 80 osób, w tym dwoje Polaków. Udało nam się porozmawiać z naszymi rodakami, którzy właśnie wracają z greckiego piekła. Spotkalismy ich na lotnisku Katowice Pyrzowice. Opowiedzieli nam o tym, jak uciekli przed żywiołem.
-Byliśmy daleko, prawie czterdzieści kilometrów od szalejących pożarów, ale i tak widzieliśmy ich skutki. Mimo tej odległości zrobiło się bardzo szaro. Myśleliśmy, że to chmura, ale to był dym. Po prostu przysłonił słońce. Było czuć ciepło, a w powietrzu latały małe opiłki. Nikt nas nie ostrzegał przed zagrożeniem, nie przygotowywał do ewentualnej ewakuacji z hotelu. Dopiero gdy wystartowaliśmy samolotem, z góry zobaczyliśmy ogromną połać spalonej ziemi i wciąż tlące się pożary – mówi Magda Kozak (42 l.), która wraz z bliskimi wczoraj wróciła do Polski z wakacji w Grecji.
-Byłem na południu od Rafiny, w miejscowości Artemida, to jakieś dwanaście kilometrów od miejsca, gdzie spłonął hotel. Przyjechaliśmy tam dwa dni temu. Wtedy wiatr się odwrócił. Powietrze zrobiło się bardziej przejrzyste. Jeszcze wczoraj widzieliśmy samoloty, które nabierały wody w zatoce i zrzucały na pogorzeliska, ale powiedziałbym, że sytuacja została opanowana – mówi Mariusz Gronowski, który wylądował wczoraj na lotnisku Katowice-Pyrzowice.