A chciał dobrze. Bo na początku roku podatek, czyli akcyzę na alkohol minister podniósł. Wierzył, że naród jak zawsze będzie pił równo, więc działanie - wyższy podatek równa się większa kasa w budżecie, było pewne jak w banku. A tu naród i ja zawiedliśmy. Pijemy o 30 proc. mniej.
Bo początek roku był kryzysowy. Więc za każdą robotą biegałem, to i spożywałem mniej - wódki oraz utrwalacza, czyli piwa. Wiecie przecież, że trzeźwienie kosztuje sporo czasu, a leczenie kaca takoż. A tu do roboty musiałem być stale gotów. W sumie to żona kryzysowi rada, bo podobno przez te bohaterstwo moje częściej do rzeczy mówię, rzekomo ludzkim głosem. Tu jej się wprawdzie Wigilia z abstynencją pomyliła, ale niech jej będzie.
Tylko tego Rostowskiego mi szkoda. Bo jak naród dalej będzie picie ograniczał, to jego budżet zupełnie przepadnie i zostanie on pierwszym ministrem wywalonym za niepicie.