Lekarze za mało zarabiają, mają za dużo pracy. Sporo do życzenia pozostawiają też warunki pracy. Atmosfera w placówkach służby zdrowia jest gorąca. Dowodem na to jest chociażby konflikt, do jakiego doszło w Bydgoszczy. Co tam się stało?
W Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. Biziela w Bydgoszczy ze względu na braki kadrowe na SOR, wprowadzono obowiązkowe dyżury lekarzy z innych klinik. Medycy dopatrzyli się w tym kroku nieprawidłowości i interweniowali u dyrekcji placówki, bez skutku. W końcu lekarz rezydent, przewodniczący terenowego koła OZZL Bartosz Fiałek, sprawę zgłosił w izbie lekarskiej, PIP, NFZ, urzędzie wojewódzkim i resorcie zdrowia. Gdy wiadomo było, że będzie kontrola z PIP, został wezwany do gabinetu wicedyrektora szpitala.
Medyk usłyszał od dyrektora ds. lecznictwa skandaliczne słowa. Dyrektor dr n med. Zbigniew Sobociński miał kierować pod adresem lekarza następujące słowa: „Wynoś się człowieku stąd. A ja zastanowię się, jak cię zwolnić”, „wpierd... się w nie swoje sprawy”, "chce Pan tu się uczyć jeszcze? Czy pożegnamy się zaraz?", "zastanowię się, jak Panu ulżyć w specjalizacji".
Szefostwo lecznicy unikało komentowania sprawy. W końcu oficjalnie zabrało głos. – Pan dyrektor wycofał się z zapowiedzi działań sugerowanych w toku poprzedniej rozmowy i kilkukrotnie wyraźnie przeprosił Pana Przewodniczącego za emocjonalne zachowanie, jego treść i formę. Przeprosiny zostały przyjęte przez lek. med. Bartosza Fiałka, który zażądał jednak dodatkowo przeprosin w formie pisemnej – pisze Wanda Korzycka-Wilińska w oświadczeniu. – Z uwagi na fakt, iż twierdzenia i oświadczenia, które stały się katalizatorem dalszych zdarzeń, nastąpiły w formie ustnej i miały miejsce w obecności jedynie lek. med. Bartosza Fiałka, Dyrekcja Szpitala uznała za odpowiednie i stosowne wyrażenie przeprosin w tożsamej formie i okolicznościach.
Jednak młody lekarz się nie poddaje i nie puszcza sprawy płazem. Medyk nie akceptuje retoryki przyjętej przez szpital. Twierdzi, że nie wnioskował o ustne przeprosiny, lecz o wycofanie się na piśmie ze słów, które padły, czyli wycofanie się z gróźb zakończenia rezydentury i zwolnienia z pracy oraz bezpodstawnych zarzutów dezorganizacji pracy szpitala.