Kiedy się poznali szesnaście lat temu, Janina miała już troje dzieci. Pokochał ją, wziął całą czwórkę do swego domu. Pomagał wychować maluchy, które teraz są już dorosłe. I taka niewdzięczność...
Zobacz: Siostra Bernadetta idzie za kraty. Zakonnica skazana za znęcanie się nad dziećmi
Do feralnych zdarzeń doszło we wrześniu 2013 r. Rozochocona ciepłą jesienią Janina G. miała ochotę napić się czegoś z procentami. - Nie mam pieniędzy, renta mi się już skończyła - ucinał pan Marian kolejne prośby o to, aby postawił coś na stół. A Janina czuła się coraz bardziej odtrącona i wściekła. Kiedy zagroziła mu, że weźmie nóż leżący na stole, on tylko się uśmiechnął z pobłażaniem. A Jasia jak powiedziała, tak zrobiła. Wstała z krzesła i pchnęła go w brzuch. Ostrze weszło aż po rękojeść. Dopiero wtedy doszło do niej, co zrobiła. Pobiegła do sąsiada po pomoc. - Krzychu, ratuj, Marian się przebił! - krzyczała. Już wtedy myślała, jak uniknąć odpowiedzialności. Na szczęście zanim Marian stracił przytomność, zdążył wyszeptać, kto go tak urządził. Tydzień leżał nieprzytomny w szpitalu, lekarze cudem uratowali mu życie. Dziś nie chce nawet patrzeć na swoją dawną miłość. Może nie będzie musiał. Janinie G. grozi dożywocie.