Pan Władysław odwiedził właśnie grób Szymonka na cieszyńskim cmentarzu. Długo stał w zadumie przy mogile wnuczka, potem żarliwie modlił się razem z przyrodnią siostrą chłopczyka, Anną Dejas (21 l.).
Oboje nie byli w stanie powstrzymać łez, które cały czas cisnęły się im do oczu.
- Biedny Szymonek. Taka straszna śmierć go spotkała... Dlaczego? - łkał nad grobem chłopczyka dziadek. - Mamy nadzieję, że jego duszyczka ma spokój, że teraz jest mu lepiej niż na tym świecie - dodał mocno wzruszony.
Dziadek zamordowanego chłopczyka podjął już decyzję, że będzie się starał o przeniesienie ciała do swych rodzinnych Mysłowic.
- Chciałbym, żeby był bliżej. Tu, w Cieszynie, będzie go trudno odwiedzać. Mamy po prostu daleko. To prawie sto kilometrów od domu. Zaczynam się dowiadywać, jak musi to być zorganizowane. Mam nadzieję, że nie będzie żadnych przeszkód, żeby ciało Szymonka przenieść do Mysłowic, na cmentarz parafialny w mojej dzielnicy. Mógłby spocząć obok mojej żony - wyznaje Władysław Chodnik.
Szymek został zamordowany ponad dwa lata temu - prawdopodobnie w marcu 2010 r. Najprawdopodobniej został zakatowany przez własną matkę. Chłopczyk miał pęknięte jelito, co spowodowało zapalenie otrzewnej.
Jak ustalili biegli, malec umierał długo i w straszliwych męczarniach. Zgon nastąpił wiele godzin po pobiciu. Przez prawie dwa lata nie było wiadomo, kim jest chłopiec. Śledczy dopiero niedawno ustalili, że rodzicami chłopca są Beata Ch. (41 l.) i jej konkubent Jarosław R. (42 l.). Oboje zostali aresztowani. Matka Szymusia będzie odpowiadać za zabójstwo, ojciec tylko za nieudzielenie pomocy dziecku.