Łukaszowi N., menedżerowi z restauracji Sowa i Przyjaciele, grożą dwa lata więzienia. Prokuratura postawiła mu zarzut nielegalnego podsłuchiwania polityków. Po wpłaceniu 40 tys. zł został wypuszczony. Jego brat David pracował z kolei w Amber Roomie niecały rok, do września 2013 r. Zatem nie było go w restauracji, gdy nagrana została rozmowa Radosława Sikorskiego (51 l.) z Jackiem Rostowskim (63 l.). - Oni dwaj są niewinni! - przekonywał nas dziadek i babcia kelnerów, mieszkający w Świdrach (Lubelskie). Tam urodzili się też bracia i mieszkali do 2004 roku. - Często tu przyjeżdżają, są bardzo rodzinni - zapewniali tuż po wybuchu afery Marta i Marian N. - Wiemy, że mają teraz kłopoty, ale to dobrzy ludzie! Nie zrobiliby nic złego. Są przede wszystkim sprawiedliwi i honorowi. Niech odczepią się od nich, bo David i Łukasz zasługują na szacunek. Wychowaliśmy ich na dobrych ludzi - powtarzali. - Nie chce mi się wierzyć w to, że mogli coś zrobić dla pieniędzy! Nie wychowywaliśmy ich tak - dodawał dziadek kelnerów.
Rodzina broni kelnerów
Podobnego zdania był ich wujek Mieczysław Czerpiński (68 l.), który także mieszka w Świdrach. - Nie wierzę w to, że któryś z nich popełnił przestępstwo! Są uczciwi. Na pewno nikt ich nie namówił do wywołania tej afery - stwierdził w rozmowie z nami w zeszłym roku.
Tymczasem wczoraj wyszło na jaw, że w dniu wybuchu afery Łukasz N. napisał SMS-a do wiceministra skarbu Rafała Baniaka, w którym informował, że dojdzie do publikacji nagrań. - Dostałem info, że nagrywano rozmowy w naszej restauracji. Mają być puszczone w poniedziałek w sieci :-( - uprzedzał. Baniak był już w tej sprawie przesłuchiwany w prokuraturze.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Super Expressu na e-mail
Czytaj: Afera taśmowa: Kelnerzy nagrywali na zlecenie Rosjan?