Śledczy, którzy badają aferę twierdzą, że sprawa dotyczny nawet 50 mln euro.
Okazuje się, że Paweł Sularz był zatrudniony w jednej z firm, która była zamieszana w nielegalne interesy. Polityk nie chce mówić o tym, co należało do jego obowiązków. - Zażądałem od niego wyjaśnień na piśmie. Ma na to kilka dni. Jeśli coś było nie tak, nie będzie żadnej taryfy ulgowej - mówi "Rzeczpospolitej" Andrzej Czerwiński, szef małopolskiej PO.
Partyjni koledzy Pawła Sularza są przekonani, że radny raczej nie wiedział o przestępstwie. Więcej wątpliwości wzbudza podejrzenie, że pracował na fikcyjnym etacie. - Gdyby potwierdził się ten zarzut, straciłby moralne prawo do piastowania publicznych funkcji - podkreśla w rozmowie z "Polska Gazetą Krakowską" poseł Jarosław Gowin. - Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie - dodaje.
Sprawą zainteresowały się już krajowe władze PO. Naciskają na małopolskie struktury, aby szybko wyjaśniły wszystkie okoliczności afery, bo skandal może zaszkodzić partii przed eurowyborami.