Do napaści na Arka doszło w marcu. Chłopak jechał rowerem ulicą Przybyszewskiego w Łodzi. Mijał dwóch chłopaków. Nagle został uderzony przez Łukasza W. siekierą w głowę. Upadł na ziemię, a wtedy Hubert M. doskoczył do niego, zaczął go bić i kopać po głowie. Napastnicy zabrali Arkowi rower i telefon komórkowy. Mieli jednak pecha, bo całe zdarzenie widzieli jadący cywilnym samochodem nieumundurowani policjanci. Gdy próbowali zatrzymać bandytów, ci rzucili się z siekierą na funkcjonariuszy. Na szczęście w pobliżu przejeżdżał jeszcze patrol straży miejskiej. Wspólnymi siłami udało się zakuć przestępców w kajdanki.
Teraz mężczyźni usłyszeli zarzuty rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia i czynnej napaści na policjantów. Grozi im do 12 lat więzienia.
Perspektywa długiej odsiadki nie spędza im jednak snu z powiek. Co więcej zarówno Łukasz W., jak i Hubert M. przed sądem żartowali. Na rozprawie, kiedy pobity Arek ze szczegółami opisywał koszmar, który mu zgotowali bandyci, bez skrępowania śmiali się. Świetnie bawili się nawet wtedy, gdy ojciec ofiary mówił o tym, że syn do zdrowia długo dochodził w szpitalu.
Wyrok w tej sprawie może zapaść już w grudniu. Miejmy nadzieję, że wtedy choć na chwilę zrzednie im mina.
Zobacz także: Polacy wyproszeni z samolotu w Maladze. Usłyszą zarzuty