Chytra to wieś oddalona o 8 km od Hajnówki. Większość jej mieszkańców to prowadzący skromne życie wyznawcy prawosławia. Przeważają tu drewniane domy z początku XX wieku. W jednym z nich mieszkali państwo Ludmiła i Bazyl O. Córka małżeństwa, Grażyna, zazwyczaj pracowała do późna w Bielsku Podlaskim. W tym czasie dziadkowie zajmowali się jej córeczkami, 7-letnią Julitą i o trzy lata młodszą Wiktorią. Ojciec dziewczynek, Cezary, pracuje za granicą.- Robiłem coś przy domu, gdy nagle usłyszałem krzyk: "Pożar! Ratuj dzieci!" - opowiada sąsiad państwa O. i sołtys wsi, Bazyli Giermasz. Mężczyźnie ścierpła skóra, ale nie wpadł w panikę. Dokładnie o godz. 17.49 wybrał numer do straży pożarnej i, nie czekając na przyjazd strażaków, sam rzucił się na pomoc sąsiadom. - Wszędzie było pełno czarnego dymu, buchały płomienie - wspomina.
Najpierw odciągnął od płonącego budynku przerażonego sąsiada, który mimo poparzeń próbował ratować dobytek. Potem przez okno dostrzegł panią Ludmiłę. Wybił szybę i w ostatniej chwili wydostał duszącą się kobietę na zewnątrz. Gdy żona sołtysa, Ala (36 l.), cuciła sąsiadkę, on wbiegł do budynku. Było już jednak zbyt gorąco. Wiedział, że w środku są wnuczki sąsiadów. Nie poddawał się. Oblał kurtkę wodą, narzucił ją na siebie. Spróbował ponownie.
- Robiłem, co mogłem, ale już było za późno. Zacząłem się dusić i musiałem uciekać - mówi smutno. Dla Julity i Weroniki nie było już ratunku. Gdy przybyłym na miejsce strażakom udało się ugasić płomienie, we wnętrzu spalonego domu znaleźli dwa małe ciałka. Babcia i dziadek dziewczynek trafili do szpitali.
ZOBACZ: Podpalił narzeczoną i dzieci. KAT z Jesiony NIE ŻYJE!