Był piątkowy wieczór. Rodzice Patryka Dobkowskiego (†15 l.) z miejscowości Piszczaty-Kończany (woj. podlaskie), ucznia III klasy gimnazjum, pracowali jeszcze w gospodarstwie. Chłopak i jego siostra bliźniaczka Sandra (15 l.) spotkali się ze znajomymi z pobliskich wsi. Wałęsali się po okolicy, śmiali, wygłupiali. Nie wiadomo, kto z nich wpadł na idiotyczny pomysł, aby po kryjomu zabrać renault rodziców Patryka i Sandry, ale młodym ludziom dwa razy nie trzeba było powtarzać. Cichcem zwinęli auto i ruszyli w rajd po okolicy. Za kierownicą usiadł Patryk.
- Często pomagał mi w gospodarstwie i potrafił prowadzić wóz. Jeździł też traktorem, ale tylko po polu. Na szosę nigdy nie wyjeżdżał - opowiada tata nastolatka, Sławomir Dobkowski (40 l.).
W okolicach wsi Stypułki-Borki, niespełna 5 km od domu, Patryk stracił nagle panowanie nad kierownicą. Samochód jego rodziców wypadł z drogi, uderzył w barierę mostu, przebił ją, grzmotnął o drzewo i wylądował w rzeczce. Jeden z pasażerów wysiadł z wozu o własnych siłach i pomógł pozostałym. Zawiadomił służby ratunkowe. Niestety, dla Patryka było już za późno. Mimo trwającej godzinę reanimacji zmarł na miejscu. Jadąca z nim siostra bliźniaczka oraz koledzy - Paweł S. (17 l.), Szymon Ch. (16 l.) i Karol S. (16 l.) - trafili do szpitala z niegroźnymi obrażeniami.
- Wszyscy kiedyś byliśmy młodzi i czuliśmy się tacy dorośli - tłumaczy syna pan Sławomir. A mama nastolatka dodaje: - Niech śmierć naszego synka nie pójdzie na marne i będzie ostrzeżeniem dla innych, aby nigdy nie robili takich głupot.