Ledwie 12-letnie dzieci przez prawie pół roku pastwiły się nad 11-letnim Bartkiem B. Wyłudzili od niego dwa telefony komórkowe i blisko 1000 złotych w gotówce. Gdy nie chciał płacić, był katowany i zastraszany.
Aż trudno w to uwierzyć, że dzieci są zdolne do takich potworności. Mają buzie aniołków, pilnie się uczą, są z dobrych domów, ale w ich sercach kryje się podłość.
Każdego dnia, gdy Bartek pojawiał się w szkole, żył tylko strachem. Bał się, że znów spotka piątkę swoich oprawców ze szkolnego gangu.
Wojciech M. (13 l.), Arkadiusz B. (13 l.), Sara P. (13 l.), Izabela B. (13 l.) z szóstej klasy i Dominik K. (12 l.) z piątej stworzyli bandę, sprytnie dzieląc się rolami.
Wojtek i Arek jako najsilniejsi bili Bartka, a zaraz potem do ofiary zgłaszał się Dominik z Sarą i Izabelą i oferowali mu ochronę. - Nie będą cię bili, jak zapłacisz - słyszał za każdym razem Bartek. W sumie, przez prawie pół roku, gang młodocianych wyłudził od zastraszonego dziecka prawie 1000 złotych i dwa telefony komórkowe. - Moje dziecko przez kilka miesięcy krzyczało w nocy. Bartek bał się wszystkiego. Oni zabierali mu nawet śniadanie - mówi przez łzy Małgorzata B., mama chłopca.
O tym, że od Bartka ściągany jest haracz, poinformowało nauczycielkę jedno z dzieci. Wezwano policję.
Funkcjonariusze znaleźli przy jednym z chłopców 50 złotych pochodzących z haraczu. Izabela B., gdy zobaczyła policję, utopiła 100 złotych w sedesie.
Gang niebawem stanie przed sądem. - Przeciwko pięciorgu dzieciom skierowaliśmy sprawę do sądu rodzinnego - potwierdza mł asp. Agnieszka Sobieralska, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Chełmnie.
W szkole zawrzało. - Mamy tych dziewczyn przyjechały do mnie. Oddały mi 400 złotych. Ale co z tego, skoro teraz z Bartka się wszyscy śmieją. Bo ci, którzy go gnębili, nie ponieśli żadnej kary. Moje dziecko musi teraz na przerwach stać obok nauczycielki. Dlaczego dyrektorka nie wyrzuciła ich ze szkoły? - pyta przez łzy mama Bartka. Dyrektorka szkoły nie chciała odpowiedzieć na to pytanie. - Dla dobra tych dzieci nie będę z panem rozmawiać - powiedziała Alfreda Furmaga, szefowa Szkoły Podstawowej w Krusinie. Pytanie tylko, o czyje dobro chodzi, bo na pewno nie gnębionej ofiary. A może dyrektor brakuje odwagi, bo jedno z dzieci to wnuczka miejscowego radnego?