Lucyna D., która przyznała się do zamrożenia trójki swoich noworodków, ma młodszą siostrę, która jest pielęgniarką. Zdaniem sąsiadów obie kobiety miały ze sobą dobry kontakt. Czy to właśnie ona pomagała jej rodzić dzieci, a potem dusić je i wkładać do plastikowych worków, by na koniec zamrozić je w zamrażalce?
- Siostra mogła jej pomagać. Kobieta w połogu sama nie da rady. Po urodzeniu nie można przecież się ruszać przez wiele godzin, a co jeszcze posprzątać i ukryć zwłoki - mówią sąsiedzi w rozmowie z Faktem.
Lucyna D. przyznała się do morderstwa i wyznała, że mroziła swoich maleńkich synków, gdyż nie mogła się z nimi rozstać. Śledczy do tej pory ustalili, że jeden z noworodków mógł jeszcze żyć, gdy kobieta wkładała go do lodówki.
- Pojawiła się hipoteza, że matka nie działała sama, że ktoś jej pomagał i jest wskazanie na kobietę - zdradza śledczy biorący udział w sprawie. - Była w połogu tyle razy i sama sobie dała z tym radę? To jest zastanawiające - dodaje funkcjonariusz.
Dla dobra śledztwa prokuratura nie ujawnia żadnych szczegółów. Nie wiadomo także, czy siostra Lucyny D. została już przesłuchana.