- Zabiłam go pod koniec lutego - zeznała śledczym Magdalena R. W niedzielę usłyszała zarzut zabójstwa, a wczoraj sąd zastosował wobec niej trzymiesięczny areszt. Grozi jej dożywocie.
Jednak nawet taka kara jest niczym wobec ogromu zbrodni zwyrodniałej prostytutki. Z zeznań dzieciobójczyni wynika jednoznacznie, że nawet ponad sto dni mieszkała razem ze zwłokami chłopca. Codziennie kładła się na wersalce zamienionej w grobowiec rodzonego syna. A na tym jeszcze nie koniec!
Jej sąsiedzi z bloku przy ul. Wróblewskiego w Morągu często przez okna widzieli podjeżdżające pod dom taksówki. To Magdalena R. albo jechała do pracy w agencji towarzyskiej w Olsztynie, albo sprowadzała sobie klientów do domu. - U niej ciągle był ruch - mówi Iwona Z., sąsiadka mieszkająca w tym samym bloku co dzieciobójczyni. - Jej synka ostatni raz widziałam na początku roku. Przyszedł do mnie zapłakany i szukał mamy - dodaje kobieta.
Z zeznań kobiety wynika, że zabiła Gabrysia, bo opieka nad nim przeszkadzała jej w pracy. Bardzo możliwe, że zaczęła od narkotyzowania dziecka. Taką możliwość sprawdza prokuratura. Później zdecydowała się zabić Gabrysia. Nałożyła synkowi plastikowy worek na głowę i go poddusiła. Potem dodusiła go poduszką. Martwe ciało dziecka owinęła w koc, włożyła do wanny i podpaliła. Wystraszona kłębami dymu zagasiła ogień, a zwłoki włożyła do worka foliowego i szczelnie owinęła taśmą. Na koniec schowała je do wersalki. I mieszkała z nimi jak gdyby nigdy nic.
Śledczy weryfikują jej relację. - W tak drastycznych sytuacjach zeznanie musi być potwierdzone dodatkowymi metodami - mówi prokurator Świderski. Jak się dowiedzieliśmy, przebadane zostaną m.in. larwy, które zalęgły się w rozkładającym się ciele Gabrysia. Umożliwi to ustalenie dokładnej daty śmierci dziecka.