"Super Express": - Czy IPN jest potrzebny?
Jan Żaryn: - Tak, gdyż jest to instytucja wyjątkowa. W latach 2000- 2008 dowiodła tego wielokrotnie, a potrzebna jest przynajmniej z dwóch powodów.
- Jakie to powody?
- Jest to jedyna instytucja w Polsce, która łączy w sobie tak liczne zadania, które jednocześnie wiążą się z rozliczeniem z traumą, jaką przechodziliśmy jako naród w latach 1939-1989. Te rozliczne zadania, uzupełniające się wzajemnie, są wynikiem ustawy o IPN-ie. Przypomnę, że to właśnie dzięki tej ustawie zadania Instytutu zostały rozpisane na kilka działów: pion śledczy, pion archiwalny, pion lustracyjny i pion naukowy, edukacyjno-wystawienniczy oraz wydawniczy, którym ja kieruję. Choćby tylko z tego powodu jest to bardzo ważna instytucja nieposiadająca swojego odpowiednika wśród innych zajmujących się przeszłością.
- Niektórzy uważają to za wadę, że jest nadmiernie rozbudowana, a przez to zbyt kosztowna...
- Nie podzielam tego poglądu. Nie mieszając porządków, jednocześnie możemy - jako poszczególne autonomiczne działy w IPN - wspierać się wzajemnie. To pierwszy powód. Druga sprawa: po roku 1989, po raz pierwszy od dłuższego czasu, mamy szansę jako naród odbudować swoją tożsamość i kształtować ją w sposób nieskrępowany cenzurą, w wolnej debacie publicznej, w warunkach demokratycznego i własnego państwa.
- Krytycy mówią jednak, że IPN nie gwarantuje takiej demokratycznej debaty...
- Nie zgadzam się. Dzięki IPN wszystkie nurty ideowe, wrażliwości i wszystkie wydarzenia, osoby, które były wyrzucone na śmietnik historii bądź odbywały się wokół nich ustawiczne manipulacje, mogą zostać skonfrontowane ze sobą i rozpoznane w przestrzeni demokratycznej. Pozwala to nadrobić świadomościowe zapóźnienia naszego narodu, skończyć z czasami atomizacji społeczeństwa. Te negatywne cechy są wynikiem istnienia na ziemiach polskich najpierw okupacji bezpośredniej, a potem narzuconego siłą systemu.
- Takie zadania pełnił Kościół...
- Oczywiście. Ale Kościół ma zadania większe, fundamentalne. Prymas Tysiąclecia dbał o przekaz historii i tradycji ku nowym pokoleniom, czyniąc to niejako w zastępstwie instytucji państwa. A teraz mamy wolny kraj.
- W debacie publicznej, w tym na łamach "Super Expressu", pojawia się opinia, że IPN, owszem, powinien istnieć, ale jako bezstronna instytucja, czego nie gwarantuje osoba prezesa Kurtyki. Wiąże się to z zarzutem, że jest to instytucja skrajnie upolityczniona, zarządzana przez PiS...
- Jest to pomówienie, które pozostanie takowym, dopóki ktoś nie udowodni, że w IPN-ie kierownictwo reaguje na telefony - jak rozumiem polityków PiS, wyrzuca kogoś z pracy za jego poglądy i sympatie partyjne czy ideowo-polityczne, bądź też, np. w moim przypadku ustala wyniki badań, w tym treść książek naukowych bez woli i akceptacji autora.
- Może pan z ręką na sercu powiedzieć, że IPN nie jest instytucją polityczną?
- Oczywiście, nie jesteśmy instytucją polityczną. Natomiast politycy i media włączają nas często do swych bieżących sporów. Zajmujemy się także historią najnowszą, a niewątpliwie istnieje zależność między oceną historyczną poszczególnych osób i środowisk (np. wywodzących się z PZPR) a bieżącymi sympatiami politycznymi. Na to nie mamy jednak - szczęśliwie - wpływu... My tylko dostarczamy narzędzi pomocnych w rozpoznaniu naszych trudnych dziejów.
- Jak pan skomentuje rezygnację Sławomira Cenckiewicza z pełnionej dotąd funkcji szefa Biura Edukacji Publicznej gdańskiego IPN?
- Jest to dla mnie przykre także z powodów osobistych, gdyż cenię dr. Cenckiewicza i uważam go za błyskotliwego historyka, choć w niektórych kwestiach naukowych nie zgadzam się z nim, np. w sprawie interpretacji afery "Bergu" [historia skłócania przez Służbę Bezpieczeństwa polskich środowisk emigracyjnych na Zachodzie - red.]. Jako pracownik IPN-u wyrażam żal, że wpływ na jego decyzję mogły mieć działania środowisk mu nieprzychylnych, które w sposób pozamerytoryczny atakowały od miesięcy jego, a pośrednio także osoby mu najbliższe.
Jan Żaryn
Historyk, archiwista, od stycznia 2006 r. dyrektor Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej, prof. UKSW. Ma 50 lat