To szokujące niedbalstwo ze strony policji. W piątek, gdy nasz reporter badał okoliczności pożaru, odkrył, że ofiar może być więcej, niż podała policja. Oficjalny komunikat brzmiał, że znaleziono 7 ciał. Jednak reporter "Super Expressu" spotkał na pogorzelisku Annę S. (32 l.), która powiedziała, że do jednej z kobiet mieszkających w budynku przyjechała z Warszawy na kilka dni w gości Ewa K. (42 l.) ze swoją 4-letnią córeczką Lilianą.
Nasz reporter podejrzewał, że jedno ciało wciąż jest w pogorzelisku. Poinformowaliśmy o tym rzecznika bialskiej komendy Jarosława Janickiego. Ten zaproponował... abyśmy nakłonili panią Annę, by sama zgłosiła się na komendę. W poniedziałek nasze podejrzenia się potwierdziły. Podczas sekcji zwłok okazało się, że ciała dwojga dzieci wyniesione ze zgliszczy należą do chłopca i dziewczynki, a nie - jak przypuszczano - do rodzeństwa mieszkającego w oficynie. Wtedy stało się jasne, że mieliśmy rację. Mundurowi po raz kolejny wkroczyli na pogorzelisko, gdzie pośród zgliszczy znaleźli zwłoki zaginionego dziecka.