Krzyś był wraz z kilkudziesięcioma innymi dziećmi na koloniach w Bułgarii. Wracali już do domu, kiedy nagle w środku nocy autobus wypadł z drogi i rozbił się w rowie. Szóstka dzieci zginęła w tym nocnym koszmarze. Wielu było rannych, wśród nich Krzyś. Przeżył, ale lekarze podjęli dramatyczną decyzję - amputowali prawą rękę.
Od tego czasu marzeniem chłopca była bioelektryczna proteza ręki. Taka, która pozwoli na trzymanie przedmiotów czy poruszanie sztucznymi palcami. Jednak wyrafinowana konstrukcja jest bardzo droga - kosztuje 250 tys. złotych.
Kiedy tylko opisaliśmy tę koszmarną historię, nasi Czytelnicy od razu pospieszyli z pomocą. Szeroka rzeka pieniędzy popłynęła na Śląsk i pieniądze udało się zebrać!
- Chciałem z całego serca podziękować wszystkim, którzy oddali swoje pieniądze, żebym miał nową rękę - cieszy się Krzysiek.
Chłopiec jeszcze rośnie, dlatego na razie musi używać zwyczajnej protezy. Ta bioelektryczna będzie mogła być założona dopiero wtedy, gdy skończy osiemnaście lat. - To już tylko trzy lata - uśmiecha się.
Jego mama Anna (51 l.) wie, że bez pomocy innych nigdy nie byłoby ich stać na taki wydatek. - Jesteśmy wdzięczni za pomoc. To daje nam nową wiarę w ludzi. W to, że wiedzą, co to choroba i cierpienie dzieci i że chcą pomagać - mówi wzruszona mama Krzysia.