Na pierwszy rzut oka małemu Olusiowi nic nie dolega. Wesoły, ruchliwy malec uśmiecha się łobuzersko, zupełnie nie zdradzając, że jego serduszko ledwo bije. Że każdy gwałtowny ruch, zmęczenie, a nawet płacz mogą się okazać dramatyczne w skutkach.
- Męczy się szybko, dusi, sinieje - opowiada pani Aneta. Wszystko przez wrodzoną wadę serca. - Zdiagnozowano ją, kiedy jeszcze byłam w ciąży - opowiada kobieta.
CZYTAJ TEŻ: 2-letni Olek potrzebuje operacji: Św. Mikołaju daj mi pół serduszka
Gdy mały Oluś przyszedł na świat, rozpoczęła się walka o jego życie. Chłopiec z połową serduszka przeszedł gehennę. Już w 11. dobie jego życia przeprowadzono operację trwającą ponad 6 godzin.
- Potem jeszcze kilka razy trafiał pod nóż - mówi pani Aneta. Bywało już naprawdę źle. - Raz pielęgniarka zadzwoniła po mnie w nocy, bym przyszła, bo mimo leków wspomagających krążenie krwi Olka bardzo słabnie i pomyślała, że chciałabym z nim teraz być... Boże! Myślałam, że będę się z nim żegnać - wspomina.
Teraz chłopiec potrzebuje kolejnej operacji. Takie zabiegi z dużym powodzeniem wykonuje w Niemczech światowej sławy polski kardiochirurg, prof. Edward Malec. Na operację rodzice musieli zebrać aż 120 tys. zł.
- I udało się! Także dzięki wam, Czytelnicy "Super Expressu", mój synek będzie żyć - mówi mama. Rodzina do Niemiec na operację serca Olka wyjeżdża zaraz po Nowym Roku.