Po tym, jak tydzień temu opisaliśmy historię Bronisława Gomulnickiego (47 l.) z Zabrza (woj. śląskie), który samotnie wychowuje ciężko chorego synka Mikołajka (5 l.), w domu pana Bronisława rozdzwonił się telefon. Wszyscy oferowali mężczyźnie pomoc. - Nie wiem, jak się odwdzięczę tym ludziom - mówi wzruszony pan Bronisław.
Wielkie serca naszych Czytelników sprawiły, że tata Mikołajka (chłopiec urodził się jako wcześniak) już nie boi się nadchodzącej zimy. - Dostaliśmy pieniądze i mogłem w końcu kupić opał - cieszy się mężczyzna. - Nie sądziłem, że jest jeszcze tylu dobrych ludzi - pan Bronisław zawiesza głos.
Odkąd mężczyzna został zupełnie sam, bo nawet matka Mikołajka zostawiła rodzinę na pastwę losu, pan Bronisław ledwo wiązał koniec z końcem. Po tym, jak rzucił pracę, żeby opiekować się ukochanym synkiem, było jeszcze gorzej. - Od razu po publikacji zaczęła nadchodzić pomoc. Dzięki temu byłem w stanie pojechać z Miśkiem na zabiegi do krakowskich lekarzy - pan Bronisław nie kryje radości. - Opony zimowe do malucha, którym wożę synka na zabiegi, dostanę już niedługo - dodaje uradowany mężczyzna. Losem rodziny z Zabrza zainteresowała się nawet fundacja Anny Dymnej, która zaoferowała pomoc w rehabilitacji chłopca i leki niezbędne do jego leczenia. - Wszystkim jestem dozgonnie wdzięczny - mówi Bronisław Gomulnicki, spoglądając na uśmiechniętego Mikołajka.