Łukasz zaginął cztery lata temu w andrzejki. Wyszedł z domu, wsiadł w samochód i odjechał. - Syna szukała policja, przyjaciele, rodzina. Jedna z wróżek powiedziała, że Łukasz zginął w zatopionym samochodzie. Wtedy przeszukaliśmy wszystkie znane nam stawy w okolicy - wspomina pani Ewa. Nikt jednak nie wpadł na pomysł, żeby przeczesać dno Wisły w Gniewie (woj. pomorskie).
Przeczytaj koniecznie: Iwona Wieczorek: Stawy w Parku Reagana przeszukane. Na dnie nie ma ciała dziewczyny
Miejsce tragedii znaleźli dopiero policjanci poszukujący zaginionej w lipcu gdańszczanki Iwony Wieczorek (19 l.). Śledczy dotarli w okolicę przeprawy promowej w Gniewie. Dziewczyny nie odnaleziono, ale z Wisły wyłowiono wrak volkswagena golfa ze szczątkami Łukasza. - Rozpoznaliśmy syna po ubraniu. Siedział na tylnym siedzeniu, więc na pewno ktoś go zabił. Policja wciąż wyjaśnia tę sprawę i szuka winnych. Od czterech lat jesteśmy w żałobie, ale dopiero teraz możemy pochować syna - mówią rodzice Łukasza.
Poruszeni własną tragedią i wstrząsającą historią zaginięcia Iwony Wieczorek, państwo Łyskowie apelują do najbliższych 19-latki. - Poruszcie niebo i ziemię, żeby odnaleźć córkę. Rozumiemy bezsilność i tragedię, ale nie możecie się poddawać, dopóki nie odnajdziecie córki. Będziemy się modlić, żeby Iwona odnalazła się cała i zdrowa - mówią rodzice Łukasza.
Patrz też: Sprawa Iwony Wieczorek: Detektyw Rutkowski jest na tropie sprawcy zaginięcia dziewczyny