Taka piękna pogoda była... - wspomina mama chłopczyka, Danuta Szwajczewska (41 l.). Kobieta wciąż nie może dojść do siebie.
Dzieci beztrosko skakały przy stawiku, gdy nagle dziewięciolatek runął do wody. Natychmiast poszedł na dno. Bezsilni koledzy nie wiedzieli, co robić. Z przerażeniem patrzyli na tonącego przyjaciela. Płakali, biegali w kółko.
Przerażone maluchy zauważył pan Andrzej, który wędkował tuż obok. - Przybiegłem. Czułem, że stało się coś strasznego. Zanurkowałem. Szukałem Andrzejka, ale w zamulonej wodzie nie mogłem go znaleźć - opowiada wędkarz. - W końcu zobaczyłem wystającą z dna rączkę. Już myślałem, że nie żyje. Jego ciało było kompletnie bezwładne. Ale na brzegu zamrugał oczami. Wtedy uwierzyłem, że są szanse, by uratować mu życie - wspomina.
Mężczyzna przytomnie natychmiast zabrał się za reanimację. Pomógł mu w tym kierowca, który przejeżdżał pobliską drogą. I udało się! Teraz Andrzejek dochodzi do siebie w koszalińskim szpitalu. Opuścił już oddział intensywnej terapii.
- Do końca życia będę wdzięczna panu Andrzejowi i temu nieznajomemu człowiekowi. Nie wiem, jak mogłabym dalej żyć, gdybym straciła syna. Dziękuję z całego serca - ze łzami w oczach mówi pani Danuta.