Sebastian, mimo łez w oczach, gra twardego mężczyznę. - Wcale się nie bałem, tata obiecał mi, że będziemy razem - mówi, tuląc się do taty Dariusza (42 l.) i mamy Jolanty (35 l.). Dramat chłopca zaczął się na początku 2010 r. Został wtedy zabrany wprost ze szkoły do domu dziecka. Urzędnicy uznali, że rodzice nie są w stanie zaopiekować się synem. Jego ojciec właśnie stracił nogę, matka cierpiała na depresję. W domu była bieda, panował bałagan. - Wrócisz do nas synku - obiecał mu wtedy ojciec.
Walka o rodzinę
Od tej chwili rodzice toczyli walkę z chorobą i niezaradnością, przez które sąd kazał zabrać im dziecko. Dobrzy ludzie pomogli wyremontować im dom, pani Jola solidnie wzięła się za swoje zdrowie i uczęszcza na terapię. W listopadzie Sąd Rejonowy w Lublinie zdecydował, że Sebastian może wrócić do domu. Rodzina Kitów była znów razem. Sebastian poczuł się szczęśliwy - dobrze się uczy, jest rezolutny, wygadany i uśmiechnięty. Mama dogląda go, chodzi na wywiadówki, pomaga w odrabianiu lekcji.
Radość po wyroku
Wszyscy przeżyli więc wstrząs, kiedy prokuratura złożyła apelację do sądu okręgowego, uważając, że lepsza dla Sebastiana będzie jednak rodzina zastępcza. Z obawą i niecierpliwością czekali na wyrok. Teraz skaczą z radości. Sąd właśnie oddalił apelację. - Trzeba dać szansę tej rodzinie. Należy jednak czuwać i pilnować, żeby wszystko szło jak należy - orzekła sędzia Krystyna Sergiej.
Uściskom i śmiechom nie było końca. Kitowie wierzą w przyszłość, bo wiedzą, że nie są sami. - Skończyła się niepewność, zaczęła się ciężka codzienna praca. Kochają się, więc dadzą radę - mówi pastor Paweł Chojecki (48 l.), prezes Stowarzyszenia Obrony Rodziców, który na co dzień pomaga rodzinie.