Gdyby nie pomoc naszego fotoreportera Jakuba Orzechowskiego (29 l.), który z narażeniem życia wdarł się do zatopionego domu i ocalił medykamenty - pani Teresa mogłaby zasłabnąć i trafić do szpitala.
Nasi dziennikarze zawsze jako pierwsi są tam, gdzie ludziom dzieje się krzywda. Nie inaczej było i tym razem. Gdy fotoreporter Jakub Orzechowski dowiedział się o dramacie pani Teresy, która w zalanym przez powodziową falę domu zostawiła niezbędne do przeżycia leki na nadciśnienie i wrzody żołądka - od razu ruszył do akcji.
Jakub razem z mężem pani Teresy, panem Stanisławem, ruszyli łódką do zatopionego gospodarstwa emerytów. Gdy dotarli na miejsce, trzeba było wejść do zalanych pomieszczeń i brnąć w wodzie wysokiej na ponad metr. - Musieliśmy przejść przez wypełniony pływającymi sprzętami pokój, by dotrzeć do kredensu, gdzie miały leżeć leki - opowiada reporter. Jakub szybko namierzył leki, których zażywa pani Teresa i ruszył z powrotem do łódki. Dzięki błyskawicznie przeprowadzonej akcji już po kilkudziesięciu minutach lekarstwa trafiły wprost do jej rąk. - Nie wiem, jak mam wam dziękować za pomoc. Od razu widać, że na "Super Express" można liczyć - mówiła rozpromieniona kobieta.
Teraz małżeństwo Falentów schronienie przed wielką wodą znalazło w domu syna. - Już raz przeżyliśmy powódź w 2001 roku. Wtedy woda też zalała nam cały dom. Ale najgorsze było dla nas to, że wrócić mogliśmy do niego dopiero po roku - wspominają załamani małżonkowie. - Modlimy się, by tym razem sprzątanie po powodzi i likwidowanie strat nie trwało aż tak długo - dodaje pan Stanisław.