Na szczęście w chwili, kiedy pani Magda już zaczęła błagać Boga o szybką śmierć - zdarzył się cud. Na miejscu zjawili się bohaterowie, którzy rzucili się na ratunek tonącej rodzinie.
Na krętej ul. Świtezianki w Bielsku-Białej samochód pani Magdy wypadł z drogi i stoczył się ze skarpy wprost do stawu. Wcześniej maszyna koziołkowała, dlatego auto wpadło do wody kołami do góry. Kobieta nie potrafiła uwolnić siebie i synka ze śmiertelnej pułapki. - Myślałam, że to już koniec. Chwyciłam syna za rękę. Pomyślałam: żeby to jak najszybciej się skończyło - opowiada kobieta.
Patrz też: Szczecin: Tragedia w żłobku. Dziecko zmarło w czasie snu
Na szczęście tuż po wypadku na miejscu zjawili się czterej bohaterowie. Dwaj strażacy ochotnicy, Mateusz Kubik (21 l.) i Stanisław Nycz (50 l.), oraz piłkarze Podbeskidzia - Łukasz Ganowicz (29 l.) i Tomasz Górkiewicz (25 l.). Postawni mężczyźni pobiegli na ratunek tonącej rodzinie. - Widziałem wypadek. Trzeba było ich ratować - mówi pan Mateusz.
To była dramatyczna akcja, a o życiu pani Magdy i Wincentego decydowały sekundy. - Próbowaliśmy odblokować toporkiem drzwi. Kiedy się nam udało, z wnętrza wyciągnęliśmy kobietę. W mętnej wodzie nie było nic widać, próbowałem wymacać, czy nie ma tam jeszcze kogoś. Wtedy jednak pani Magda się ocknęła i zaczęła wołać, że w aucie jest jeszcze chłopczyk. Krzyknąłem tylko, żeby ktoś rzucił do mnie nóż, a potem zanurkowałem. Przeciąłem pasy bezpieczeństwa i chłopczyk był zaraz w moich rękach - opowiada Stanisław Nycz.
Krótka reanimacja sprawiła, że mały Wituś odkaszlnął i zaczął równo oddychać. I choć tylko wielkiemu poświęceniu ochotników pani Magda i jej synek zawdzięczają życie, to bohaterowie są nader skromni. - Tak po prostu miało być, Bóg tak chciał - mówią zgodnie.
Pani Magda i jej syn po krótkim pobycie w szpitalu wrócili do domu. - Dzięki wam dostaliśmy drugie życie - mówi Magdalena Dietrych.