"Super Express": - Czy Jan Rokita, posiadając legitymację partyjną, powinien podejmować się roli komentatora politycznego? Czy nie jest to szkodliwe pomieszanie ról?
Zdzisław Krasnodębski: - Jan Rokita nie jest wyjątkiem. W Polsce nie istnieje gruba linia oddzielająca dziennikarstwo czy publicystykę od polityki. Wielu polskich dziennikarzy ma ambicje polityczne, używa tylko nieco innych instrumentów niż politycy. Jest też wielu byłych polityków, którzy występują w roli komentatorów, np. Mirosław Czech, Waldemar Kuczyński, Magdalena Środa. Co więcej, często takie osoby uchodzą za niezależne, mimo że mają wyraźne poglądy i nie można wykluczyć, że kiedyś zechcą powrócić do polityki, jeśli nadarzy się taka szansa. Myślę jednak, że lepiej jest, kiedy do czytelników przemawia rozpoznawalny polityk, który ma sprecyzowane poglądy, niż znany dziennikarz czy redaktor naczelny mający bardzo silne powiązania polityczne, a przedstawiający się jako człowiek neutralny.
- Początkowo "Dziennik" aspirował do zagospodarowywania prawej strony polskiej sceny politycznej...
- Gazeta ta wykonała kilka manewrów - jeden z nich w czasie kampanii wyborczej, w sposób bardzo zdecydowany popierając Platformę Obywatelską. W kuluarach krążą sugestie - nie mogę ich sprawdzić - że działo się tak pod naciskiem niemieckich szefów koncernu. Teraz jest tak, że w wielu sprawach mają zbliżone stanowisko do "Gazety Wyborczej". Na pewno nie odpowiada im ta forma prawicowości, którą prezentuje PiS, nie mówiąc już o bardziej skrajnych. Zatrudnienie Jana Rokity to też pociągnięcie marketingowe, próba odbicia się od dna wobec utraty czytelników. Jest to być może również puszczenie sygnału: poszukujemy nowej perspektywy.
- Czemu by to miało służyć?
- "Dziennik" popierał rząd, premiera i jego partię - a im nie bardzo wychodzi realizacja tego, co zapowiadali. Myślę, że im bardziej kłopoty koalicji PO-PSL będą się pogłębiać, tym bardziej ta gazeta będzie się stawała opozycyjną - może stawiając na inną formację albo wspierając Radosława Sikorskiego i jego aspiracje prezydenckie, bo to jest najwyraźniej ich ulubiony polityk.
Zdzisław Krasnodębski
Socjolog i filozof społeczny. Profesor uniwersytetu w Bremie i UKSW w Warszawie. Ma 55 lat