- Zabrał nam to, co mieliśmy w życiu najcenniejszego - mówi, nie kryjąc łez Paweł Lasota (42 l.), tata chłopca. - Codziennie opłakujemy śmierć naszego Łukaszka. Jest nam tak bardzo ciężko. Nie potrafimy udźwignąć tego ciężaru. W domu bez Łukasza jest tak pusto...
- Nasze życie przez tego bydlaka legło w gruzach - dodaje roztrzęsionym głosem mama chłopca, Agnieszka (37 l.), i kryje w dłoniach zapłakaną twarz.
2 listopada bezmyślny, pijany kierowca, Kamil D., odebrał życie ich jedynemu dziecku.
Ostatniego dnia swojego krótkiego życia Łukasz jechał skuterem ulicą Łagiewnicką w Łodzi. Nagle uderzył w niego fiat tempra z tak niewyobrażalną siłą, że pojazd nastolatka został kompletnie zmiażdżony. Najpierw chłopiec upadł na maskę auta, a potem jego ciało bezwładnie osunęło się na ziemię. Nie miał żadnych szans. Zginął na miejscu.
Za kierownicą samochodu siedział kompletnie pijany Kamil D. Zwyrodnialec, gdy tylko zorientował się, co się stało, jak podły tchórz uciekł z miejsca wypadku. Został zatrzymany kilkadziesiąt minut później. Kiedy stróże prawa przywieźli go na miejsce tragedii, omal nie został zlinczowany przez świadków wypadku. Jak ustalili biegli, pędził z prędkością 100 kilometrów na godzinę. Jego prawo jazdy było nieważne, a we krwi miał ponad dwa promile alkoholu. Teraz łódzki sąd skazał zabójcę na 9 lat więzienia i zabronił mu przez 10 lat siadać za kółkiem .
- Wiem, że wyższa kara i tak nie zwróciłaby nam dziecka, ale to porażająco niski wyrok. On sam chciał dobrowolnie poddać się karze. Zaproponował 8 lat. Nie zgodziliśmy się na to. Więc sąd wymierzył mu zaledwie o rok więcej. Nigdy tego nie zrozumiem - z niedowierzaniem kręci głową zrozpaczony ojciec chłopca.