Wypytane przez nas sztaby kryzysowe polskich miast uspokajają - jesteśmy gotowi nawet na koniec świata. Ale czy przed trzęsieniami ziemi, wybuchami wulkanów i powodziami - na dodatek wszystko będzie działo się jednocześnie - można w ogóle się bronić?
W stolicy powojenne bunkry zostały, niestety, już dawno zamienione w piwnice lub magazyny i nie nadają się na kryjówki. Władze radzą więc chować się w metrze. Jego stacje od Politechniki po Kabaty mogą ocaleć nawet w przypadku wielkiej powodzi.
Niektórzy już zajmują sobie miejsca. Tak właśnie zrobili Andrzej Sroka (22 l.) i Justyna Sałataj (21 l.). Mają ze sobą maski przeciwgazowe, śpiwory i zapasy. Obok pary warszawiaków może się tu zmieścić jeszcze około 70 tys. osób. Czy jednak te wszystkie przygotowania wystarczą? A może wydarzy się coś, przed czym nawet najlepiej wyszkolone służby nie będą w stanie nas ochronić?
W Krakowie na mieszkańców czekają 354 żelbetowe schrony. W Poznaniu przed kataklizmem ostrzeże specjalny system SMS-ów dla ludności z informacjami o zagrożeniach. We Wrocławiu mieszkańcy mają zostać ewakuowani poza miejsce największych zniszczeń autobusami miejskimi. Do tego dostaną ciepły posiłek i herbatę gratis!
Z kolei w Trójmieście nie ma żadnych hermetycznych schronów i uciekinierom przed apokalipsą pozostaną do dyspozycji tunele i przejścia podziemne. Bardziej przydadzą im się jednak pontony, bo badacze nie wykluczają uderzenia w polskie wybrzeże niszczycielskiego tsunami.
Pozostaje mieć nadzieję, że dobry los w ostatniej chwili ulituje się jednak nad naszym ogarniętym apokaliptyczną wizją Majów krajem i przełoży koniec świata na jak najdalszą przyszłość!