"Super Express": - W piątek światowa opinia publiczna dowiedziała się, że Iran buduje kolejne zakłady wzbogacania uranu. Wczoraj irańska Gwardia Rewolucyjna w ramach ćwiczeń wystrzeliła dwie rakiety krótkiego zasięgu, na dziś zapowiada próbę rakiety dalekiego zasięgu. W kwietniu w wywiadzie dla "Super Expressu" powiedział pan coś bardzo niepokojącego...
Wojciech Giełżyński: - Powiedziałem, że grozi nam III wojna światowa.
- I wojna światowa zaczęła się od zamachu terrorystycznego w Sarajewie - śmierć jednego człowieka stała się początkiem dla efektu domina, który w krwawym konflikcie pogrążył kraje i narody. II wojna światowa zaczęła się od napaści Niemiec i Związku Sowieckiego na Polskę...
- A III wojna światowa zacznie się od izraelsko-amerykańskiej interwencji w Iranie.
- Kiedy?
- Na przykład dzisiaj. Wystarczy jedna niemądra decyzja podjęta w Izraelu lub Stanach Zjednoczonych.
- Zapomniał pan o Iranie.
- To, że obecnie Iran poszerza swój potencjał rakietowy i snuje plany budowy bomby atomowej, nie powinno dziwić. I nie powinno budzić obaw. Czyni to nie po to, żeby atakować, lecz żeby samemu nie zostać zaatakowanym. Nic się w tym względzie nie zmieniło od mojej ostatniej wypowiedzi dla "Super Expressu": irański reżim chciałby się czuć jak Korea Północna, która odkąd posiada broń atomową, nie słyszy już, że musi zostać zniszczona jako państwo.
- Iran nienawidzi Izraela. Czy żydowskie państwo może spokojnie obserwować zbrojenia reżimu ajatollahów?
- W interesie Izraela i Stanów Zjednoczonych jest trzymanie nerwów na wodzy i używanie dyplomacji. Zaatakowany Iran nie podda się, skala konfliktu doprowadzi do zniszczenia izraelskiej państwowości i bardzo ciężko osłabi potencjał Stanów Zjednoczonych, doprowadzając do klęski gorszej niż w Wietnamie.
- Jeżeli irańskie instalacje rakietowe zostaną zbombardowane, to jakim cudem Iran zdoła zniszczyć Izrael i zachwiać amerykańską potęgą?
- Realnym zagrożeniem dla Izraela jest finansowany przez Irańczyków Hezbollah, który działa z terenu sąsiadującego z Izraelem Libanu. Atak na Iran sprowokowałby tę organizację oraz działający w Strefie Gazy Hamas do bezpardonowej wojny. Natomiast amerykańska armia - angażując swoje siły na kolejnym froncie po Iraku i Afganistanie - nie zdoła pokonać tak dużego i ludnego przeciwnika bez olbrzymiej daniny krwi i gigantycznych nakładów finansowych. Dla porównania: Iran jest trzy i pół raza większy od Iraku i zamieszkuje go ponad dwa razy więcej ludzi.
- I może właśnie ci ludzie, mający dość konserwatywnego reżimu, staną się sojusznikiem Amerykanów?
- Gdy relacjonuje się wydarzenia z Iranu, najczęściej ukazywane są one z perspektywy uniwersytecko-inteligenckiego północnego Teheranu. To błąd, który fałszuje obraz tego kraju. Większość Irańczyków jest negatywnie nastawiona do Amerykanów. Zresztą nawet młodzież zafascynowana rock and rollem w wypadku napaści na swój kraj solidarnie stanie do walki. Wroga będzie widzieć nie tylko w Izraelu i w Stanach Zjednoczonych, lecz w całym Zachodzie. Dałoby to początek wojnie, jakiej świat jeszcze nie widział.
Wojciech Giełżyński
Specjalista od spraw Iranu, niezależny publicysta, wiceprezydent Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia w Warszawie