Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa nie przebierali w środkach, aby podważyć zaufanie do kard. Dziwisza. O skali planowanej operacji może świadczyć fakt, że zaangażowano w nią szereg funkcjonariuszy i tajnych agentów. Zdaniem dr Marka Lasoty, dyrektora krakowskiego IPN, bezpieka była zdeterminowana, aby zniszczyć nieposzlakowany wizerunek Dziwisza.
- Podczas urlopu w Polsce wyśledzono go nad Rabą. Esbecy zrobili mu zdjęcia na plaży w Myślenicach, na Zarabiu. Przypadek chciał, że kilka metrów dalej opalała się kobieta. Później bezpieka próbowała ustalić, kto to jest, w oczywisty sposób szukając jakiegoś obyczajowego haka. Oczywiście, okazało się, że to całkowicie przypadkowa osoba, więc sprawy zaniechano - opowiada tvp.info Lasota, autor książki "Donos na Wojtyłę",
Historyk przyznaje, że SB inwigilowała najbliższą rodzinę ks. Stanisława. - Podjęto nawet próbę pozyskania jego rodzonego brata Antoniego. Pracował on wtedy na Akademii Górniczo-Hutniczej - tłumaczy marek Lasota. - Ks. Dziwisz oddał mu swój samochód, chyba volkswagena. SB długo węszyła, czy nie dopuszczono się przy tym jakiegoś nadużycia celnego czy finansowego. Próbowano zastraszyć tym brata i w ten sposób skłonić do współpracy. Ten jednak okazał się twardy i nie dał się zwerbować - dodaje.
Jak podaje serwis tvp.info, bezpieka interesowała się ks. Dziwiszem od lat 60., choć jego nominacja na sekretarza Karola Wojtyły w 1966 roku była dla SB zaskoczeniem. - Dopiero od tego momentu w doniesieniach agentury pojawiają się wzmianki na jego temat - zauważa historyk.