- Gdy wróciłam do domu, zaczęła piec mnie twarz i dekolt. Przestałam wyraźnie widzieć - opowiada Agnieszka Janulis (78 l.), jedna z ofiar niedbalstwa w przychodni.
Pani Agnieszka, podobnie jak 20 innych osób, czekała na badania diabetologiczne. Nad wejściem świeciła się jarzeniówka. Nikt nie podejrzewał, że emituje niebezpieczne promieniowanie UV-C.
>>> Mój dziadek umarł w szpitalu w dziwnych okolicznościach... - ZGŁOŚ SKARGĘ NA FORUM SE!
Co prawda taka lampa znajduje się w każdej przychodni, ale włączana jest tylko pod nieobecność pacjentów, by odkazić miejsce z bakterii. W tym przypadku było jednak inaczej. Lampa prawie trzy godziny paliła się na pełnym pacjentów korytarzu. Efekt? Wszyscy zostali poparzeni, a niektórzy na kilka godzin stracili wzrok!
Patrz też: NFZ każe chorym stać w kolejkach. Lekarz NIE WYPISZE recepty jeśli PACJENT nie przyjdzie do gabinetu
- Jest nam przykro - informuje kierowniczka przychodni Bernarda Zaręba (50 l.) i całą winę zrzuca na anonimowego pacjenta, który przez przypadek włączył lampę. Mógł to zrobić, bo przycisk znajdował się na korytarzu. Sprawa najprawdopodobniej znajdzie swój finał w sądzie. Część pacjentów zapowiedziała, że będzie domagać się od przychodni odszkodowania.