W poniedziałek około godziny 11 do dyspozytorki pogotowia w Pabianicach zadzwonił mężczyzna, który twierdził, że źle się czuje i miał wcześniej kontakt z osobami zakażonymi wirusem ebola.
- Mówił, że tydzień temu widział się w Niemczech z czarnoskórymi mężczyznami, którzy mogli być zakażeni wirusem ebola. Dwa tygodnie wcześniej miał być w Gwinei - mówi Aleksander Hepner z firmy Falck, która odpowiada za działanie karetek w tamtym regionie.
Zobacz: Pacjent chory na ebolę zmarł w szpitalu w Lipsku! Niemieccy lekarze nie zdołali go uratować
Lekarze podjęli decyzję, aby do "chorego" wysłać specjalnie wyposażoną karetkę i przewieźć go do szpitala zakaźnego w Łodzi. Rafał Skoneczka, ratownik, który pojechał do chorego wyznał w rozmowie z TVN24, że od początku podejrzewał, iż pacjent nie jest chory, tylko pijany. Niemniej wszystko wykonano według procedur.
Ratownicy weszli do mieszkania 38-latka w specjalnych kombinezonach, w taki sam kombinezon ubrali również mężczyznę. Następnie przetransportowali go do szpitala im. Biegańskiego w Łodzi, gdzie mężczyznę zamknięto w izolatce i wykonano badania krwi. Wyniki pierwszej próbki krwi jednoznacznie wykluczyły ebolę.
Przypuszczenia ratowników, że mężczyzna był nietrzeźwy potwierdził na antenie TVN24 Szef Narodowego Instytutu Zdrowia, prof. Mirosław Wysocki.
Akcja z pacjentem pozwoliła lekarzom przetestować procedury wprowadzone na wypadek eboli w Polsce. Wszystko poszło pomyślnie.
Polecamy: Przez EBOLĘ nie zjesz czekolady! Epidemia PODNIESIE ceny ziaren kakaowca