Edmund Połeć jest jednym z tych, co to nie wierzą w instytucje bankowe. Bo jak to oddawać pieniądze jakimś obcym lichwiarzom? Skarb lepiej trzymać przy sobie. Wymyślił więc skrytkę na swoją fortunę. 38 tys. złotych w banknotach 200-złotowych zaszył w rękawie starej skórzanej kurtki, którą zwyczajnie powiesił na wieszaku w Domu Pomocy Społecznej, gdzie mieszkał. - Byłem pewien, że banknotów nikt nie znajdzie - mówi Edmund Połeć, który zapiera się, że zastosował wszelkie środki ostrożności przy chowaniu pieniędzy. - Pieniądze wszywałem sam w łazience. Upewniłem się, czy nikt nie podgląda - zapewnia.
Fortuna wisiała na nieoprocentowanym depozycie przez rok. Ale pan Edmund zatęsknił za rodzinnymi stronami i wyjechał spotkać się z rodziną. Kurtkę zamknął na klucz. Nie było go jeden dzień. Gdy wrócił, odkrył okrutną prawdę. - Całe 38 tysięcy szlag trafił. Powiadomiłem policję, ale nie znaleźli jak dotąd złodzieja. To były pieniądze na czarną godzinę - denerwuje się rencista. - Prowadzimy dochodzenie w tej sprawie - potwierdza lakonicznie komisarz Andrzej Dudzik z policji w Łukowie. Urszula Mościcka, dyrektor DPS w Ryżkach, jest zdziwiona zachowaniem pana Mundka. - Przecież mógł zdeponować pieniądze na specjalnym koncie - dziwi się, ale kradzieży komentować nie chce.