"Super Express": - Dziś na Wawelu zostanie przeprowadzona ekshumacja szczątek gen. Władysława Sikorskiego. Kogo znajdziemy w sarkofagu?
Dariusz Baliszewski: - Prawdopodobnie Sikorskiego.
- Skąd taka wątpliwość?
- Odnosząc się do zapisów archiwalnych, dysponujemy co najmniej kilkoma całkowicie wykluczającymi się relacjami dotyczącymi wydarzeń na Gibraltarze w lipcu 1943 r. Według jednych twarz generała była zupełnie zmasakrowana, według innych nie nosiła żadnych obrażeń. Tak jakby kogo innego wyławiano z morza, a kogo innego wkładano do trumny. Mistyfikacja polegała m.in. na tym, że zamieniano ciała - wszystko dla wywołania wrażenia, że rzeczywiście miała miejsce katastrofa lotnicza, ale moim zdaniem oddano nam w końcu Sikorskiego.
- W 1993 r. zainicjował pan przeprowadzenie symulacji komputerowej ostatniego lotu Liberatora AL 523...
- Przed 1993 r. trwała jałowa dyskusja o przyczynach śmierci generała. Spierano się na temat aspektów technicznych, ponieważ genialni Anglicy całą uwagę świata skierowali na możliwość wypadku lotniczego. Przeprowadzenie symulacji pozwoliło sprowadzić sprawę na istotne dla sprawy tory, dotrzeć do kilku świadków i stworzyć dobrze udokumentowaną hipotezę.
- Co ona zakłada?
- Nie było awarii samolotu. To był zamach.
- Kto za nim stał?
- To najważniejsze pytanie w tej sprawie, niestety także najtrudniejsze. Wydaje się, że zamach w zamkniętej, niedostępnej dla nikogo bazie wojskowej nie mógł się zdarzyć bez wiedzy czy nawet współudziału Brytyjczyków.
- Nie wyklucza pan również udziału Polaków...
- Dotarłem do wielu przesłanek wskazujących na obecność przy śmierci Sikorskiego polskich rąk. Wszystkie ślady prowadzą do grupy tzw. Mirandczyków, polskich żołnierzy, którzy przez Francję i Hiszpanię dotarli na Gibraltar i tu czekali na transport do Wielkiej Brytanii. W tej 95-osobowej grupie przemycono wykonawców zamachu. Jak by to dziś paradoksalnie nie zabrzmiało, nie są to zabójcy, tylko żołnierze wykonujący czyjeś rozkazy, przekonani, że służą Polsce, a śmierć Sikorskiego ma być dla sprawy polskiej konieczna. Na Gibraltarze dokonuje się - w ramach nieustającej wojny między Polakami - ogromna narodowa tragedia.
- A Sowieci?
- Dla nich Sikorski już dawno był politycznym trupem. Oni mieli Wasilewską i Berlinga - rząd i wojsko. Na co by się im zdał ten zamach? Przecież w sytuacji, kiedy już mieli swoich ludzi, nie miało żadnego znaczenia, czy w Londynie był Sikorski, czy Mikołajczyk.
- Co się działo z generałem przed zamachem?
- Jego bliskowschodnia podróż, w którą wyruszył w maju 1943 r., jest owiana tajemnicą. Zachował się co prawda dziennik podawczy z numerami depesz wysyłanych w jej trakcie, ale samych depesz, ujmujących zapewne cel podróży i jej prawdziwy charakter, nie ma. Polskie archiwa zostały wyczyszczone. Ze względu na deficyt źródeł możemy snuć tylko domysły.
- Spróbujmy...
- W kwietniu 1943 r., po ujawnieniu sprawy Katynia, zerwano stosunki sowiecko-polskie. Trwały bardzo trudne rozmowy sowiecko-brytyjskie. Sowieccy dyplomaci prowadzili też jakieś dziwne rozmowy z Niemcami w Stambule, w Sztokholmie. Groziło to zerwaniem koalicji. I nagle polski Naczelny Wódz 26 maja wyjeżdża sobie na sześć tygodni. Takie odsunięcie się na bok od głównego nurtu spraw staje się zrozumiałe tylko wówczas, jeśli przyjmiemy, że poza inspekcją wojska w tej podróży chodzi o coś więcej.
- O co?
- O spotkanie z Rosjanami. Próbę rozmów, które miałyby przywrócić stosunki polsko-sowieckie. Udało mi się jednak ustalić, że 16 czerwca 1943 r. w Bagdadzie Sikorski wziął na bok tamtejszego nuncjusza apostolskiego i powiedział mu, że Polska znalazła się w stanie nieubłaganej wojny ze Związkiem Sowieckim. Nuncjusz odpowiedział, że oczywiście powiadomi o tym Ojca Świętego, ale Watykan za Polaków może się tylko modlić. To szalenie istotne, bo Polska nie mówiła o wojnie z Rosją nawet po 17 września 1939 r. Sikorski do tej pory uprawiał politykę bluszczową, okręcając się wokół nóg francuskich, brytyjskich czy sowieckich i nigdy nie używał takich tonów.
- Ale Sikorski nie miał chyba na myśli działań militarnych?
- Myślał o wojnie propagandowej. Mimo braku dokumentów wiemy, że w Kairze Sikorski mieszkał z dala od ekipy, z którą podróżował, że codziennie rano gdzieś wyjeż-dżał, że nocami przyjmował rozmówców.
- 4 lipca 1943 r. Naczelny Wódz jest na Gibraltarze...
- Możemy odtworzyć wszystko, co miało miejsce do godz. 15. Wtedy, w trakcie gorącego pracowitego dnia w Pałacu Gubernatora, generał udał się na drzemkę. Na wieczór była zaplanowana kolacja, ale około godz. 17 odwołano ją bez podania powodu. W gabinecie Sikorskiego miał być porucznik Łubieński, któremu generał zlecił napisanie depeszy do Roosevelta z okazji Dnia Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Łubieński pokazał ją później na dowód, że tak w istocie było. Ale zachował się brudnopis depeszy, który jest wyraźnie sfałszowany. Dodatkowo od wysyłania depesz był sekretariat Naczelnego Wodza, a nie on osobiście. Chodziło zatem o wzbudzenie przekonania, że Sikorski wówczas jeszcze żył.
- A zatem generał w ogóle nie poleciał w swój ostatni lot?
- Dotarłem do informacji, że na Gibraltarze przebywała wówczas brytyjska trupa aktorska. Scenę wsiadania do samolotu Sikorskiego i towarzyszących mu osób widziało bardzo wiele osób, ale tylko z daleka. Liberator czekał na start pięćdziesiąt minut. Pośród ciemnej nocy odkołował na pas startowy. Tam aktorzy wysiedli. I można było zaaranżować każdą sytuację.
- Jak dalej potoczyły się wydarzenia?
- Samolot z wniesionymi na pokład ciałami wystartował, by szybko wodować kilkaset metrów od brzegu. Ludzie na lotnisku pogrążonym w ciemnościach zobaczyli czy ściślej usłyszeli tę "katastrofę", a potem pokazano im kilka zmasakrowanych ciał. Uwierzyli, bo każdy by uwierzył.
- Czy kiedyś poznamy tajemnicę tego zamachu?
- Powinna się do tego przyczynić dzisiejsza ekshumacja. Byłoby jednak najlepiej, gdyby ekshumowano nie tylko Sikorskiego, ale również pozostałe polskie ofiary. Brytyjczycy twierdzili, że wszystkie jedenaście osób doznało takich samych obrażeń - pęknięcia podstawy czaszki. To mało prawdopodobne.
Dariusz Baliszewski
Historyk, publicysta, od lat bada sprawę tragedii gibraltarskiej. Ma 62 lata